Zanim się urodziłam już w rodzinnej watasze była wojna. Właściwie wojna tutaj była od pokoleń. Owa wojna między Watahą Rwącego Potoku (tej w której jestem) a Watahą Szumiących Drzew (wrogą) trwała od wieków. Zdaje się, że już nikt nie wie o co poszło.
Nasza rodzina już od dawna należy do WRP. Zawsze byliśmy tam wojownikami. Zanim zaczęła się wojna byliśmy poniżani, aktualnie nasza rodzina jest bardziej szanowana od Bet. Wszystko dzięki dziadkowi...
Mój dziadek, szanowny pan Frank był poniżany jako szczeniak. No bo czemu miałoby być inaczej? Najmniejszy z miotu, słaby, wątły, z nic nie wartej rodziny. Jeszcze te umaszczenie?! W tamtych czasach najbardziej szanowane były wilki w jednej tylko barwy. A Frank?! Biały i łaciaty jak krowa! A te łaty to jeszcze nie w jednym kolorze! Czarne, brązowe, rude, co tu właściwie wymieniać, łaty we wszystkich możliwych kolorach.
Złośliwi nazywali go "Kolorową Mućką".
- Frank! Koleś daj mi mleczka ty moja Kolorowa Mućko! - wołali do niego.
Dziadek się jednak nie przejmował. Dorastał spokojnie ignorując dokuczających mu kolegów.
Kiedy dziadek dorósł, gęby im się zamknęły. Wątły, mały szczeniaczek zamienił się w dużego, silnego wilka.
Kiedy nadeszła wojna on pokonał zaskakującą ilość wrogów. Wtedy powstał ten cały szacunek dla naszej rodziny. Nadal jesteśmy znani przez funkcję wojowników.
No, ale dość o dziadku lepiej zacznę o tacie i mojej siostrze.
Mój tata (Goseph) także znany jako wybitny wojownik miał kochającą żonę, moją matkę (Emilię). Licząc od czasów aktualnych (kiedy mam 2 lata) to 3 lata temu spodziewali się mojej starszej siostry. Ojciec dostał wezwanie na wojnę. Niechętnie zostawił swoją żonę w zaawansowanej ciąży. Jednak taki miał obowiązek. Poszedł.
Nie było go długo. W końcu jednak wrócił. Moja starsza siostra, której mama dała na imię Veronika, miała wtedy 5 miesięcy.
Po jakimś czasie historia się powtórzyła tylko, że w brzuchu byłam wtedy ja. Ojciec znowu musiał pójść. I znowu długo nie wracał.
Kiedy miałam miesiąc przyszła do nas wiadomość, że tata nie żyje. Mama się załamała. Przez to wszystko nie pomyślała o nas i popełniła samobójstwo.
Ja i Niki poszłyśmy pod opiekę naszej wrednej ciotki (Franciszki), siostry naszej mamy. Ciocia miała córkę, która urodziła się co do dnia wtedy co ja. Przemądrzała Sabina.
*** (Ja i Sabina mamy już rok, a Veronika ma 2 lata) ***
Mieszkam dalej z Niki, Sabą i ciotką. Żyjemy w biedzie. Wojna jest dalej. Z każdym dniem jest co raz gorzej. Często chodzimy głodne, bo zaczyna już brakować jedzenia. Jednak dalej wszystkie żyjemy. Jemy jednak same resztki. Jak każdy w tych trudnych czasach.
Moje życie nie jest nadzwyczajne. Kłócę się cały czas z Sabiną i słucham narzekania ciotki.
- Co za dziwne imiona wymyśliłaś im droga siostro! - narzeka Franciszka - Veronika i Arianne. Czy nie dało się ich nazwać jakoś normalnie?! Jak chciałaś już dać tej starszej na imię Veronika to czemu przez "V"?! Nie mogłaś przez "W"?!
Tak nie podoba jej się to. Czyż to nie jest wielki problem?! Jest "V", a nie "W"! Tragedia! Zdrada stanu! Koniec świata!
- A ta młodsza, Arianne! Jeszcze dziwniejsze imię! Lepiej byłoby nazwać ją już Anna! – krzyczy.
Franciszka nienawidzi mojego imienia.
- Czemu ona tak krzyczy do grobu? - pytam Niki.
- Uważa się za Medium. Jednak ona czasem żyjącego nie słyszy, a uważa, że umarłych rozumie. - przewraca oczami moja siostra.
- Ona ma dar! Jednak i tak mojemu nie dorównuje! - krzyczy na to Sabina.
Ja i Niki parskamy śmiechem. Na to zdenerwowana Sabina odwraca się i odchodzi kręcąc zadkiem na boki. Na ten widok dostajemy już poważnej głupawki.
Niki jest spoko. Ciotka uważa, że jej odbija. Jakby to była wina Niki, że ma czarną sierść. Ciocia mówi, że "Veronika to wredny i pyskaty bachor. Nie ma w ogóle kultury.". O mnie natomiast mówi "A ta cała Arianna! Dziecinna jak mało kto. Zachowuje się jakby nigdy nie miała dorosnąć!". Franciszka uważa, że tylko Saba jest OK. "Sabina to jest dobre dziecko. Kochane, miłe, spokojne i poważne." mówi ciotka.
- Tak jak ciotka mówi. Saba jest poważna jak umierająca stara panna. - śmieje się Niki.
*** (Mijają 3 miesiące) ***
Żadnej zmiany w życiu mimo mijającego czasu. No oprócz tego, że
dostajemy coraz mniej jedzenia. Najbardziej chuda jest jednak ciotka co
jest dziwne, bo to ona zawsze najwięcej je. Pewnego dnia, który niczym nie wyróżniał się od innych (był szary, zimny, byłyśmy głodne i zmęczone) przyszły do nas obce wilki. Nic nie powiedziały tylko zaatakowały ciotkę. Niki zabrała mnie i Sabę jak najdalej od nich. Wystraszone uciekłyśmy.
- Oni ją zabili. Byli pewnie z WSD. – myślałam.
Saba od naszej ucieczki nie marudziła tyle co zwykle. Siedziała grzecznie i była posłuszna wobec Niki.
Nasza trójka chodziła po nieznanych terenach, mieszkała w ciemnych grotach i żyła o niebo lepiej niż wcześniej (ze względu na potrzeby).
Żyłyśmy tak spokojnie pół roku. Często myślałam, że to wszystko jest z byt piękne, by było prawdziwe. Takie rzeczywiście było. 6 miesięcy spokoju i zły przełom, który mnie załamał.
To był wbrew pozorom słoneczny grudniowy poranek. Obudziłam się z dziwnym przeczuciem. Nie umiałam rozpoznać jednak o co może chodzić.
- Idziesz z nami na polowanie? – zapytałam Sabiny.
- Nie. Zostanę. – uśmiechnęła się Sabina.
- Jak chcesz. – wzruszyła ramionami Niki.
Poszłam więc sama ze starszą siostrą. Radośnie wyszłyśmy z jaskini. Ledwo weszłyśmy do lasu, a usłyszałyśmy szelest gałęzi.
- Pewnie jakiś jeleń. – powiedziała Niki
Zgodziłam się z nią. Nagle zza drzewa wyszedł potężny niedźwiedź. „Ale jak to?! One powinny teraz spać!” szybko pomyślałam. Cofnęłam się do tyłu o krok. Niki nie zdążyła, bo miś się na nią rzucił. Po zaledwie paru sekundach była rozerwana na kawałki. Niedźwiedź ruszył w moją stronę. Krzyknęłam z przerażenia. Na mój krzyk Sabina wyskoczyła z jaskini. Spojrzała co się dzieje i uciekła. Zostałam sama. Postanowiłam też uciec. No i uciekłam. Misiu mnie nie gonił. Dzięki Bogu!
Szwendałam się po świecie 2 miesiące. Wyrosłam na szczeniaka. To znaczy, że nie dorosłam. Nadal jestem szczeniakiem mimo, że mam już 2 lata.
Czasem zmieniam się w człowieka. Podczas jednego z moich wypadów na miasto spotkałam dziwną dziewczynę. Miała różowe włosy, co nie było tym dziwnym. Chodzi mi bardziej o jej woń. Pachniała lasem. I sierścią wilka. Podążałam za nią. Śledziłam ją przez cały dzień. Wieczorem wyszła z miasta i ruszyła w stronę lasu. Rozejrzała się dookoła. Szybko stałam się niewidzialna. Weszła do lasu i zmieniła się w wilka. Poszłam za jej przykładem. Już jako widzialna powiedziałam do niej.
- Wiedziałam, że jesteś wilkiem.
- Ja to samo wiedziałam o tobie. – odpowiedziała na to.
- Jesteś z jakiejś watahy? – zapytałam
- Tak, mam swoją. Może chcesz dołączyć? – pytała
- A prowadzicie jakieś wojny? – spytałam
- Mamy wrogów, ale wojny na razie nie ma. – zamyśliła się
- No to tak! – powiedziałam
- To super! Jestem Kiiyuko, a ty? – uśmiechnęła się
- Arianne. – przedstawiłam się
Kiiyuko pokazała mi tereny i moją jaskinie. Jestem teraz w watasze i jest OK. Ciekawe co będzie dalej…
Uwagi: czasami zapominasz o przecinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz