Właśnie znajdowałam się za wielką polanką. Byłam rozkojarzona w moich
porywistych, i niemożliwych marzeniach. Wąchałam sobie pomarańczowego
kwiatka (to mój najlepszy kolor), gdy na skraju wzgórza stał jakiś
basior. Wstałam z tego malutkiego ''składowiska'' kwiatów i poczłapałam
do nieznajomego.
- Hej... Kim jesteś? - zapytałam podchodząc bliżej.
- Witaj, jestem Behemoth. A ty? - odpowiedział tajemniczym głosem.
- Jestem Tiffany. Należysz już do Watahy Magicznych Wilków? - dopytałam.
- Nie... A jest tu jakaś wataha? - podniósł brew.
- Tak, właśnie do niej należę! - zaśmiałam się.
- Faktycznie. A zaprowadzisz mnie do Alfy? Chyba tu dołączę... - rozglądał się po dalszych terenach.
- To chodź za mną! - machnęłam łapą.
Szliśmy zielonym lasem, i przez park. Behemoth rozglądał się w rożne
strony. Te tereny WMW były przecudowne! Tak rozmawialiśmy sobie i
śmialiśmy, gdy na naszej drodze stanęła Kiiyuko.
<Behemoth? Kiiyuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz