Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

czwartek, 19 lipca 2018

Od Valkoinen "Dźwięki nadchodzące znad wody" cz.1

Lipiec 2021
Zawsze się zastanawiałem ile mam łap. Jak nazywa się ta liczba określająca ich ilość? Wiedziałem, że jest coś takiego, ale nic poza tym. Umiałem dobrze określać ilości słowami kilka oraz kilkadziesiąt. Nie było to aż takie trudne, mimo że czasami nadal się myliłem.
Jestem już prawie dwa tygodnie w watasze, ale już udało mi się zauważyć jak bardzo mój poziom umiejętności odstaje od innych. Bardzo duża ilość wilków skończyła szkołę. Wiem, że chodzili na jakieś zajęcia, na które nigdy nie miałem okazji się stawić. Jestem już po prostu na to wszystko za stary. Jeżeli doczekam się kiedykolwiek dzieci to nie dopuszczę żeby byli tacy jak ja. Tylko najpierw musi mnie ktoś zechcieć, a to już będzie trudniejsze zadanie.
Rzuciłem wzrokiem jeszcze raz na moją jamę, przydałoby się ją czymś przyozdobić. Było w niej całkiem dużo miejsca. Mógłbym tu spokojnie zmieścić całą moją rodzinę. To czy byłoby nam wygodnie to już druga sprawa. Z sufitu jaskini jakby ściekał sopel lodowy. Jednak był to pojedynczy stalaktyt, z którego za niedługo powstanie stalagnat. Będzie to całkiem ciekawa obserwacja. Nie wyglądało to tak całkowicie źle. Jama nie była ani za duża, ani też za mała. Jednak na pewno starczy mi miejsca na jakąś drobniejszą ozdobę. Bez niej było w środku strasznie ponuro.
Dzisiejszy poranek był strasznie upalny. Dopóki o tym nie pomyślałem, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak strasznie chce mi się pić! Mój jęzor był niemal całkowicie przesuszony i stawał się nieprzyjemnie szorstki. Prawię czuję jakby ścierał moje kły.
Ale jeszcze gorsza sprawa była z moją czystością. Łapy przesiąknęły okropnym fetorem błota. Z innymi częściami wcale nie było dużo lepiej. Podarowałem sobie wciągania wspaniałej woni wydzielanej z mojego pyska. Miałem wrażenie, że ten smród wypadał nawet uszami. Muszę iść nad wodospad zanim kogoś spotkam. Nie mogę przecież tak śmierdzieć przy kimś! Co prawda higiena nigdy nie była dla mnie czymś szczególnie ważnym, nie musiałem wskakiwać do wody kilka razy dziennie. Jednak teraz to już totalnie przesadziłem. Wybiegłem z jaskiń jak najszybciej się dało. Nie zauważyłbym nawet gdybym kogoś minął.
Może nie będzie czuć smrodu ciągnącego się za mną jak cień? - Pamiętaj, Valk, nadzieja zawsze pozostaje, no nie?
Biegnąc moje tylne łapy prawie uderzały o przednie, przez co prawie zaburzały moją równowagę. Było bardzo niedaleko do tego. Okruchy razem z pyłem z przesuszonej gleby drżały od uderzania łap. Ruszałem się trochę ociężale, od kiedy wczoraj stwierdziłem, że przebiegnę się lasem ciągnącym się na terenach watahy. Gdyby nie fakt, że byłem wykończony biegiem oraz jednocześnie najedzony, to na pewno rzuciłbym się na zwierzęta uciekające przede mną. Chociażby żeby przestraszyć kilka wiewiórek. Jednak i tak byłbym na nią za wolny, więc najadłbym się jedynie jej strachem.
Z każdym przełknięciem śliny czułem coraz większe pragnienie wypicia chociaż kropli. Słońce coraz mocniej uderzało mi w kark. Nie miałem jeszcze gdzie się skryć, a moje siły znacznie osłabły. Las był coraz bardziej widoczny, na pewno byłem już bliżej niż dalej. W lesie będę miał możliwość zatrzymania się pod drzewem i ponownego nabrania sił w cieniach ich koron. Zatrzymałem się pod pierwszym lepszym konarem i przystanąłem w miejscu sapiąc ze zmęczenia.
- Rany! - Stęknąłem przemęczony. Gdybym mógł, zamieniłbym się w beczkę. Przystojną beczkę, rzecz jasna. Doturlałaby mnie może do samego wodospadu. Nie musiałbym przynajmniej chodzić.
Czułem jak gorąco wychodziło z każdej strony mojego ciała. Teraz na dodatek sierść zlepiała się na jej końcach. Nie miałem pojęcia czy była takiej barwy jak zawsze. Może porządnie ściemniała?
Ruszyłem powolnym krokiem nad wodospad, jeszcze nie wiem jak daleko tam jest. Wcześniej nie miałem okazji tam pójść. Jak na razie dużo czasu spędziłem nad Wodospadem. Było tam bardzo dużo wilków. Większość z nich była bardzo czysta albo przynajmniej czysta. Powłóczyłem łapami dalej przed siebie. Już nie z tym samym zapałem ucieczki przed wszystkimi wilkami, teraz już to sobie darowałem. Wokół nie było nikogo.
Pobiegłem szybszym tempem, kiedy przypomniałem sobie o tym, że chciałem się dzisiaj pouczyć liczenia. Alfa prowadziła lekcję dla dorosłych wilków. Jednak znając moje ruchy nie pójdzie mi to za szybko. Nawet jakbym chciał się uczyć dzisiaj (co pewnie i tak mi nie wyjdzie) to już widzę moje tempo zmierzania na lekcję. Pierwszy raz w życiu chciałem nauczyć się czegoś pożyteczniejszego, ale nie dzisiaj. Może nauka nie chce żebym z nią randkował? Czy ona czasem nie spławia mnie i mówi do mnie, żebyśmy lepiej zostali przyjaciółmi? A gdyby tak się okazało, że ona nie chce mnie znać? Nie chcę być moją przyjaciółką. Tak, to na pewno to! Po co mam się uczyć? Nie będę jej przecież na siłę się wpychać, prawda?
- Przecież woda chce mnie przytulić i sądzę, że nie będę mógł się od niej wycofać. - Orzeźwienie to dopiero prawdziwa miłość.
Westchnąłem na samą myśl o wodzie. Znajdowałem się już bardzo blisko Wodospadu. Dzieliło mnie zaledwie kilka kroków. Zatrzymałem się i wsłuchałem w dźwięki dochodzące znad wody. Oczekiwałem na jakiekolwiek oznaki tego, że usłyszę zwierzę. Pewnie uciekło zanim tutaj podbiegłem.
Wstrętna zwierzyna – powiedziałem sam do siebie w duchu. Gdybym jeszcze miał do kogo mówić...
Hałasowałem gorzej niż stado żubrów. Gdyby ktokolwiek chciał mnie zabić, na pewno nie byłoby trudno mnie znaleźć. To było niemal takie same jak krzyczenie: 
- Cześć, tu jestem! Patrz i rzuć się na mnie! Tylko na to czekam! - To na pewno nie było mądre zachowanie z mojej strony.
Jednak na terenie watahy chyba nic mi nie grozi. Wskoczyłem do wody rozchlapując ją na wszystkie rośliny wokół. Przydałoby im się jej trochę więcej. Od dawna nie padał u nas żaden deszcz. Wszystko jest przesuszone i zaczyna przybierać coraz to żółtsze barwy. Jeżeli to dalej będzie tak zmierzać, a woda nadal będzie tylko mnie darzyła miłością to wszystko uschnie na dobre. Nawet tutaj, w okolicach leśnych, gdzie powinno być dość mokro.
Z każdą chwilą spędzoną w wodzie czułem jak woda przyjmowała mój brud. Woda była bardzo gorąco, jednak mimo to dawała orzeźwienie. Mój ozorek nadal łapczywie próbował pochwycić całą wodę znajdującą się w zbiorniku.
Przypomniałem sobie jak dawnymi czasami, jeszcze za szczeniaka ojciec opowiadał mi historyjki. Pewnego razu opowiedział mi jakąś ludzką. Posiadał umiejętność zamiany w człowieka. Moje imię pochodzi od przydomku człowieka zwanego Valkoinen Kuolema, czyli jako biała śmierć.
Opowieść była o smoku. Ludzie jako znane podłe istoty chcieli wykurzyć bestię z ich terenów. Nie pamiętałem dokładnie całej treści bajki. Popsuć jej czar swoją niewiedzą, to dopiero by było! W każdym razie smok zdechł. Jak to ludzie, podłe i fałszywe, chcąc go nakarmić, podłożyli mu coś w jedzeniu. Smok musiał ugasić swoje pragnienie od ich jedzenia. Zaczął wypijać jak najwięcej wody tylko zmieścił. Pękł jednak, i tyle z niego było.
Westchnąłem. Tato, opowiedz mi to jeszcze raz, jeśli to miałoby cię powrócić do świata żywych. Chętnie posłuchałbym tej samej powieści, jeżeli wypłynęła by z twojego pyska. A jeżeli już o wypływaniu mowa, to powinienem wypłynąć na przeciwny rozleglejszy brzeg. Ciepłe fale uderzały we mnie z taką siłą, że nie wytrzymywałem długiego pływania. Kiedyś to dopiero miałem wspaniałą kondycję. Zacząłem wytrzepywać się z wody, chociaż pewne było że ponownie do niej wskoczę. Chociażby żeby wrócić. Jednak nie było mi śpieszno. Wlazłem łapami na brzeg usypany pięknymi kamieniami. Podniosłem błyskającego i gładkiego, niebieskiego do pyska. On musi zagościć w moim pokoju! Położyłem się w wodzie i zacząłem wciągać nosem dochodzące zapachy.
Już nie śmierdziałem tak jak na samym początku. To dopiero była katorga! Wąchanie samego siebie nigdy wcześniej tak bardzo nie szczypało mnie w oczy. W przenośni i dosłownie.
Myślałem, że znalezienie Alfy zajmie mi okropnie dużo czasu. Jednak kiedy się odwróciłem zobaczyłem ją zajmującą się czymś w okolicy. Musiałem skorzystać z okazji, zanim mi ucieknie. Wytrzepałem się teraz naprawdę porządnie. W końcu byłem też pewien, że już nie śmierdzę. Ruszyłem żwawszym krokiem w stronę Alfy. Jeszcze kiedyś zostanę mistrzem liczenia! Strzeżcie się, rzeczy niepoliczone! Zabawa dopiero się zaczyna.

<C.D.N>

Uwagi: Zrób coś z tymi przerwami w tekście. "Pojedynczy" piszemy przez "n". "Na razie" piszemy osobno. Dużo literówek. "Wodospad" to nazwa miejsca, więc należy pisać ją wielką literą. Wypowiedzi a myśli zapisuje się inaczej! Według Twojego zapisu Valk rozmawia sam ze sobą na głos.

środa, 18 lipca 2018

Od Torance "Czarne chmury imigrują do nas jak uchodźcy" cz. 4

Listopad 2019r
Niedaleko od nas siedziała szczupła wilczyca. Nie, nie była szczupła, tylko chuda. Nie powala wzrostem – była raczej przeciętna. Jej sierść miała w większości czarną barwę. Wyjątek stanowiła pierś w kolorze takiego brudnego turkusu. Od czarnego futra oddzielał ją biały pas sierści. Poza tym wadera miała sporych rozmiarów grzywkę, która przysłaniała jej pysk. Była ona – o ile to możliwe – jeszcze bardziej czarna i matowa niż reszta ciała. Z grzywki wyłaniały się długie uszy uszy z jaskrawoniebieskim środkiem – takiego samego koloru był nos kończący szczupły pysk, który przecinały białe pasy. Wadera uśmiechała się do nas szeroko, więc bardzo dobrze widziałam jej ostre zęby. Wyglądała przerażająco, ale chyba gorszy był jeden fakt... Samica była tą, która nas zatrzymała wczorajszego wieczoru.
- N-Nie – wyjąkał Shen gapiąc się na przybyłą... Właśnie! Odkąd ona tutaj była i ile słyszała?
- To dobrze. Niczego nie można być pewnym – powiedziała przechylając łeb w zamyśleniu – W sumie nie jesteście tacy głupi, za jakich was miałam. Tak, jestem „od Kruków”.
Ostatnie słowa wysyczała z taką ilością jadu, że zaczęłam wyczekiwać, czy zmieni się w węża i nas ukąsi. Na szczęście nic podobnego się nie wydarzyło.
- Dobra, nie mamy czasu na takie gadki – odezwała się wilczyca po chwili pełnej napięcia ciszy – Muszę was zaprowadzić do Alf w sprawie waszego nieudanego morderstwa.
Na dźwięk ostatniego słowa zamurowało mnie.
- M-Morderstwa? Jakiego morderstwa? - zdołałam wyjąkać.
Czarna samica roześmiała się, jednak gdy się odezwała w jej głosie nie było ani trochę rozbawienia. Jej śmiech sprawił, że praktycznie straciłam głos ze strachu.
- A jak inaczej byś to nazwała? - nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, wilczyca kontynuowała z uśmiechem na pysku – Chodźcie.
Podniosła się z ziemi i od razu skierowała kroki w stronę jaskini. Natomiast ja ogromnym wysiłkiem woli zmusiłam się do ruszenia pyskiem i zerknięcia na pozostałe szczeniaki. Na pyskach moich znajomych widniało przerażenie, zdezorientowanie i skrywana wściekłość. „Jak ona może nas oskarżać o coś takiego?” - zdawali się myśleć jakąś częścią umysłu.
- Ruszajcie się.
Wilczyca stała teraz przy wejściu do jaskini i mierzyła nas zniecierpliwionym spojrzeniem. Całą trójką wstaliśmy. W oczach każdego z nas kryło się wiele emocji, ale zdecydowanie zwyciężał strach. Ta wadera mogła być nieobliczalna.
Szliśmy obok siebie, jakby mogło to nam pomóc uchronić się przed starszą samicą. Kiedy znaleźliśmy się obok niej, wilczyca wskazała łapą wyjście z jaskini. Cała sytuacja chyba zaczynała ją naprawdę bawić, bo widziałam na jej pysku szczery uśmiech. Co za...
Kiedy wyszliśmy na dwór, zauważyłam, że jednak nie było tak późno jak myślałam. Co prawda wstałam później niż zwykle, ale dalej mieliśmy trochę czasu przed pierwszą lekcją.
Dzisiaj pierwsza jest magia... – przypomniałam sobie.
Czarna wadera wyszła zaraz za nami.
- Idźcie przodem. Będę was pilnować, żeby żadne się po drodze nie zgubiło – mogłam się założyć, że ostatnie słowo nie było przejawem troski nad biednymi szczeniakami.
Nie mieliśmy innej opcji, niż posłuchać poleceń tej wadery. Ba, nieposłuszeństwo mogło jedynie pogorszyć naszą sytuację, która i tak już nie była dobra. Ta wilczyca sądziła, że chcieliśmy zabić Aoki, a kiedy nam się nie udało, przytargaliśmy ją do watahy wymawiając się tym, że sama spadła. Ale przecież to absurdalne! Czemu mielibyśmy w ogóle mieć zamiar zabić Aokigaharę? Fakt, wadera była czasem irytująca, ale przecież nie na tyle, żeby chcieć jej coś zrobić. A w każdym razie nie coś takiego. Zresztą, Moone była jej najlepszą przyjaciółką, zawsze broniła Aoki, więc skąd w ogóle pomysł, że ona mogłaby...
Ale ta wadera tego nie wie. Zresztą, mogę się założyć, że przedstawi swoją wersję wydarzeń Alfom w taki sposób, żeby przedstawić nas w jeszcze gorszym świetle...
Czułam jak moje serce bije jak szalone ze strachu. Bałam się, że Suzanna i Fermitate wywalą nas z watahy za coś takiego, że stracę mój dom...
Nagle przypomniałam sobie o czymś strasznym. Aoki! Przecież ona leżała tam tak długo, spadła z takiej wysokości... Co jeśli rzeczywiście umrze z takiego głupiego powodu? Nie, błagam nie... Ona nie może umrzeć...
Cała droga minęła mi na gorączkowym myśleniu o tej sytuacji. Szłam automatycznie zapominając o czymś tak przyziemnym jak na przykład zakwasy. Nie miałam czasu na takie głupoty. W związku z tym zanim się obejrzałam, znajdowaliśmy się tuż obok Jaskini Alf.
- Idę zobaczyć, czy ktoś jest w środku. Macie tutaj zostać, bo jak nie... - wilczyca zawiesiła głos. Zaczęłam wyobrażać sobie różne scenariusze końca tej groźby. Każdy kolejny gorszy od poprzedniego. Czekałam, aż ta skończy groźbę, ale wilczyca zamiast tego zmierzyła nas groźnym spojrzeniem i ruszyła do wejścia.
Kiedy się przy nim znalazła, wetknęła łeb do środka, co chyba nie było zbyt kulturalne.
- Dzień dobry, Fermitate – powiedziała głosem pełnym szacunku. Następnie chyba kogoś zauważyła, bo jej ciało się spięło, a głos zabrzmiał lekkim strachem – Suzanno. Przyprowadziłam te małe demony, o których wspominałam we wczorajszym raporcie.
- Dzień dobry, Foolishness. Wejdź, proszę – z wnętrza jaskini wydobył się męski głos. - Och, szczeniaki, wy też wejdźcie. Musimy porozmawiać.
Ostatnie zdanie wywołało u mnie jeszcze większe emocje, niż złowieszczy uśmiech wadery, do której Fermitate zwrócił się Foolishness. Jejku, jakie długie i dziwne imię... Też bym chodziła zawsze zirytowana, gdybym się tak nazywała...
Czarna wilczyca cofnęła się do miejsca, w którym staliśmy.
- Słyszeliście Alfę. Macie iść – oznajmiła i trąciła Shena nosem, żeby się ruszył. Nie był to jednak przyjacielski gest i szczeniak to wyczuł. Wzdrygnął się i spojrzał przerażony na mnie i Moone.
- Idziemy tuż za tobą – odezwałam się – Spokojnie, Shen.
Starałam się, żeby mój głos brzmiał pewnie i pokrzepiająco. Basior usłyszawszy moje słowa, skinął łbem. Następnie zamknął oczy i odetchnął głośno. Kiedy je otworzył, widziałam w nich prawdziwy spokój. Hm, dziwne. Czy kilka słów pocieszenia mogło wywołać taki spokój?
- Ruszajcie się. Alfy nie będą czekać całego dnia – wtrąciła się Foolishness. Shen w odpowiedzi przewrócił oczami i uśmiechnął się do mnie i Moone. Co on wyprawiał?
Nie miałam jednak czasu zastanowić się nad tym, bo samiec ruszył już ku jaskini, w której czekała nas konfrontacja z mrożącymi krew w żyłach zarzutami. Wilczyca widząc, że skrzydlaty basior w końcu się ruszył, popchnęła mnie i Moone. Może myślała, że to to pomogło Shenowi? W każdym razie, ruszyłyśmy za naszym kolegą, który wchodził właśnie do jaskini.
- Dzień dobry – przywitał się grzecznie. Dwa głosy niewątpliwie należące do naszych Alf odpowiedziały przywitaniem.
Po chwili i my dotarłyśmy do Jaskini Alf. Suzanna, drobna wilczyca o puszystej miedziano-brązowej sierści siedziała w pewnej odległości od swojego partnera, Fermiatete'a. Basior był posiadaczem szarej sierści, nie licząc czarnej grzywki i pasu futra tego samego koloru ciągnącego się przez cały grzbiet oraz ogon. Poza tym jego błyszczące, żółte oczy mocno kontrastowały z czarnymi tęczówkami Suzanny. Wyglądali obok siebie jak dwa przeciwieństwa, lód i ogień. Oczywiście Fermitate przypominał mi z wyglądu lód. Jednak z doświadczenia wiedziałam, że to jego partnerka była znacznie chłodniejsza w obyciu.
Moone ukłoniła się lekko, kiedy zwracała się z powitaniem do Alf. Ja natomiast przez chwilę stałam nie wiedząc, co powinnam zrobić. W końcu postanowiłam naśladować czarną samicę. Suzanna i Fermitate ponownie powtórzyli słowa przywitania. To ich jeszcze nie znudziło?
Zapanowała pełna napięcia cisza. Para Alfa przyglądała nam się w sposób, który nie potrafiłam odczytać. Moone usiadła na ziemi obok Shena i odwzajemniała spojrzenie dorosłych wilków. Ukryła emocje gdzieś głęboko w sobie i teraz cierpliwie czekała na rozwój wydarzeń i chwilę, kiedy będzie bronić własnej godności. Shen natomiast siedział zaskakująco spokojnie jak na niego i wpatrywał się w swoje łapy, jakby te były najbardziej interesujące na świecie. A ja oczywiście przyglądałam się innym nie wiedząc, co mogłabym zrobić.

C.D.N.

Uwagi: Brak.

wtorek, 17 lipca 2018

Od Asgrima "Utracone Wspomnienia" cz. 4

marzec 2021r.
Kiedy zobaczyłem Tori, poczułem się jakby ktoś przejeżdżał pazurami w środku mojego łba. Jakby wspomnienia dotyczące tej małej wadery były gdzieś tam szczelnie zamknięte, a teraz wyły i uderzały o ściany swojej celi, czekając aż je odnajdę. A ja nawet nie wiedziałem, gdzie powinienem szukać.
A jednak rozpoznałem ją. Czułem, że ta wilczyca jest tą, której poszukiwałem. Mało tego! Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że była dla mnie kimś bliskim. Może nawet była moją najbliższą przyjaciółką? Hm, to byłoby całkiem możliwe.
Rozmowa z nią była czymś niesamowitym. Ta wadera przedstawiała historię naszej znajomości tak spokojnie, jakby było to dla niej coś oczywistego.
Może dlatego, że było? Gościu, to że ty nic nie wiesz, nie oznacza, że i ona zapomniała – myślałem.
W każdym razie nie mogłem pohamować zainteresowania i szoku, kiedy słuchałem słów samicy. A kiedy nadeszła chwila, w której musiałem jej wszystko opowiedzieć... To było okropne. Widziałem, że Tor była załamana, przez co czułem się jeszcze gorzej. Wcześniej tak miłe chwile przywitania, wydały się nagle czymś odległym i... Nienaturalnym.
W końcu stwierdziłem, że najlepsze co mogłem zrobić, to odwrócić jej uwagę. Gadanie na temat magii oraz mojej wrodzonej wspaniałości szybko okazało się świetnym pomysłem. Wilczyca skupiła się na czymś innym, a na jej pysk na powrót wstąpił uśmiech. Dzięki niech będą Eydis za to, że jestem tak cudowny i rozmowa o mnie jest tak fascynująca!
Patrolowaliśmy tereny przydzielone mojej przyjaciółce rozmawiając na całkowitym luzie. Tori wtrącała czasem coś o miejscu, w którym akurat się znajdowaliśmy. Nie powiem, tereny tej watahy były całkiem ładne, ale chyba najbardziej podobały mi się Góry, w których odnalazł mnie ten cały Magnus.
- Mogę już spróbować? - zapytałem w końcu. Nie mogłem się doczekać chwili, w której dostanę się do umysłu przyjaciółki. Wilczyca jednak niezbyt chciała, żebym widział jej myśli, co sprawiało, że byłem jeszcze bardziej ciekawy. Chciała przede mną coś ukryć?
- Dobra, dawaj – westchnęła Tori.
Wydałem z siebie krótki okrzyk radości, na co samica ponownie westchnęła i pokręciła głową mrucząc coś pod nosem. Czyżby mnie wychwalała? Ach, nieważne. Musiałem się skupić na czymś innym.
Zamknąłem oczy i odetchnąłem kilka razy próbując odgonić myśl o wpadnięciu na drzewo. Nie byłoby to zbyt... Przyjemne i budzące podziw. Chociaż prawdopodobnie nawet to zrobił w taki sposób, że...
Przestań – nakazałem sobie w myślach i ponownie skupiłem się na oddychaniu. Już po chwili byłem idealnie wyciszony.
- Usiądźmy, dobrze?
Nie czekałem na odpowiedź Tori, tylko od razu usiadłem w miejscu, w którym przed chwilą stałem. Moje wyczulone w tym momencie zmysły zarejestrowały, że po chwili samica również usiadła. Uśmiechnąłem się nie wiedząc do końca z jakiego powodu. Może to miał być wyraz stłumionej ekscytacji?
- Postaram się, żebyś usłyszała mnie w swoim umyśle. Słuchaj uważnie – poleciłem.
Wadera potaknęła i zamilkła pozwalając mi jeszcze bardziej się skupić. Oczywiście skorzystałem z okazji i zacisnąłem mocniej powieki starając się myśleć jedynie o umyśle mojej przyjaciółki. Niestety, choć czułem aurę myśli otaczającą sylwetkę samicy, to nie potrafiłem jej naruszyć. Zdawała się być zbyt odległa dla mojego głupiutkiego umysłu.
Po dłuższej chwili nieudanych prób, otworzyłem oczy. Światło słoneczne oślepiło mnie na jeden krótki moment i dopiero, kiedy ten minął mogłem odnaleźć wlepione we mnie spojrzenie Tori.
- Nie było cię tam – stwierdziła, na co pokiwałem głową. Wspaniałemu Asowi – rany, jak dziwnie znowu znać swoje imię... - się nie udało.
- Nie poczułaś nic, prawda?
- Przykro mi, As.
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się. Starałem się ukryć smutek i poczucie porażki. Chyba nie szło mi za dobrze, bo Tori ciągle przyglądała mi się z czymś w rodzaju troski, przez co czułem się jeszcze gorzej.
- Hm, no nic. Jeszcze się nauczę. Będę Panem Umysłu z prawdziwego zdarzenia, zobaczysz! - uśmiechnąłem się szeroko mając nadzieję, że brzmiałem przekonująco.
- Nie wątpię – parsknęła wilczyca. Ton jej głosu zdawał się przeczyć słowom i już chciałem to jakoś skomentować, ale nagle ogarnąłem, że to chyba było specjalnie... A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Odchrząknąłem nie wiedząc zbytnio, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Między nami zapanowała cisza, a ja totalnie nie wiedziałem jak ją przerwać. Miło było rozmawiać o niczym. Czułem się wtedy sobą. Natomiast cisza i pozostawienie siebie na kaprysy własnych myśli, które kotłowały się ciągle wokół durnego braku pamięci... Nie, to nie było fajne.
Przestań. Będziesz miał jeszcze sporo czasu na użalanie się nad sobą – pomyślałem, kręcąc głową, żeby się jakoś otrząsnąć.
- Em... Mała? - zacząłem całkowicie nie wiedząc, co chciałem powiedzieć.
Wilczyca na dźwięk mojego głosu podskoczyła. Widziałem jak jej niebieskie oczy otwierają się szeroko. Jej spojrzenie wyrażało zszokowanie, smutek i całą gamę emocji, których nawet nie potrafiłem nazwać.
- Coś nie tak?
- Co? Nie, wszystko w porządku – pokręciła łbem – Po prostu...
Kiedy wypowiadała dwa ostatnie słowa, jej głos się załamał. Pewnie było to ogromnie nietaktowne, ale nie mogłem powstrzymać ciekawości. Co takiego chciała powiedzieć?
- Po prostu?
- Nieważne – odpowiedziała przekrzywiając pysk w jedną stronę. Chciała dać mi do zrozumienia, że to nic ciekawego, ale nie dałem się nabrać. Wadera czując na sobie moje wyczekujące spojrzenie, westchnęła i kontynuowała. - Mówiłeś tak na mnie odkąd pamiętam. Chociaż nie widzieliśmy się od bardzo dawna, lubiłeś się przechwalać się, że jesteś wyższy – uśmiechnęła się przypominając coś sobie – I starszy.
Z mojego gardła wydobyło się krótkie „och”. Nie spodziewałem się, że używałem tego zwrotu już wcześniej. A tego, że byłem starszy to już całkowicie.
- Jestem starszy? - zapytałem upewniając się.
Tori słysząc moje pytanie jęknęła.
- Mogłam ci nie mówić... Znowu się zacznie... - starała się mówić dramatycznym tonem, ale uśmiech wkradający się na jej pysk ją zdradził.
- O ile?
- Miesiąc. Masz... - zerknęła na swoje pazury. – Trzy lata z kawałkiem. Jakoś zimą skończysz cztery.
Skinąłem głową przyjmując do wiadomości te rewelacje. Nie wpadło mi wcześniej do głowy zapytać, ile miałem lat. Wiedziałem, że jestem dorosły i to mi wystarczało. A gdy poznałem bardziej dokładną liczbę, nawet nie byłem specjalnie zaskoczony. Właśnie na tyle się czułem.
- Coś jeszcze powinienem o sobie wiedzieć?
Tor zamyśliła się. Hm, chyba nie umiałem myśleć o tej małej samicy jako Torance. Pełna wersja wydawała się być zbyt... dorosła jak dla tej drobnej wadery. Jestem pewien, że gdyby nas postawić obok siebie, byłoby widać, kto jest starszy. Wilczyca ogólnie wyglądała dość dziecinnie... Aż dziwne, że sam nie domyśliłem się, że to ja byłem tym starszym. Tak, podobało mi się to, że górowałem nad nią zarówno wzrostem jak i wiekiem...
Kiedy ja w myślach szczyciłem się nową wiedzą, Młoda – ha, jak fajnie, że mogłem tak o niej myśleć! - chyba się namyśliła.
- Naprawdę masz na na imię Asgrim. Nigdy ci się specjalnie nie podobało.
Skrzywiłem się słysząc te słowa. Tak, nie dziwiłem się sobie z przeszłości, że wolałem krótkie „As”. Moje prawdziwe imię było bardzo dziwne i no... Niezbyt piękne.
- Hm... - odezwała się ruda. - A teraz ci się ono podoba, Asgrimie?
Parsknąłem słysząc jak zaakcentowała moje imię.
- Zdecydowanie nie. Chodźmy dalej, co? - zaproponowałem licząc na zmianę tematu.
Moja przyjaciółka wyszczerzyła zęby w uśmiechu i wstała.
- Jak wolisz, staruszku.
Kiedy tylko podniosłem się z ziemi, podszedłem do samicy i szturchnąłem ją. Na mój pysk znowu wkradł się wesoły uśmiech. Naprawdę podobały mi się nasze relacje.
- Nie podskakuj, szczeniaku.

C.D.N.

Uwagi: Brak.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Od Bony "Nauka wcale nie jest nudna" cz. 2

Marzec 2021 r.
- Czemu wszystko, co dobre tak szybko się kończy?! - westchnęłam, a Leah spojrzała na mnie ze złością. Ja tylko wyszczerzyłam zęby w sztuczny sposób.
- Och, nie narzekaj, tylko wstawaj! - krzyknęła do mnie Leah. Wstałam z grymasem i się otrzepałam, a ona się uśmiechnęła.
- A po co przyszłaś mnie obudzić? - spytałam wadery. Ona tylko na mnie spojrzała.
- No co ty? Nie pamiętasz, że dzisiaj musimy na coś zapolować. A przyszłam cię obudzić, bo wiem, że kochasz spać. - odparła. Ja ziewnęłam i przeciągnęłam. Lee kazała mi iść za nią. Po chwili byłyśmy na polanie gdzie były inne wilki. Yuko spojrzała na mnie.
- Witajcie. Czemu się spóźniłyście? - spytała. - Mam nadzieje, że to będzie ostatni raz.
Szybko odpowiedziałam, że nie mogłam znaleźć tej polany i się zgubiłam. Uwierzyła mi. Kazała gońcom schować się w krzakach pomiędzy drzewami. Gdy pojawiła się zwierzyna, zaczęłyśmy gonić jelenia w stronę wilków zabijających zwierzęta.
Po udanych łowach wróciłam do jaskini, aby odpocząć i "poczytać" pamiętnik mamy. Kiedy go otwierałam przeszyły mnie dreszcze. Lekko potrząsnęłam głową i zaczęłam czytać. Patrzyłam na piękne rysunki wilków i ludzi. Też chciałam się nauczyć tak rysować. Potem poszłam do Suzanny, by pouczyć się czytać. Dzisiaj uczyłam się alfabetu, czytania małego druku i dwuznaków. Trochę się namęczyłam ucząc się na pamięć alfabetu.
Potem znów poszłam do restauracji, ale tym razem po to, by z kimś porozmawiać. Spotkałam Gaję i Torance.
- Hej, Gaja. Jak się czujesz?
- Super. A ty? - spytała się młoda wadera. Tori była cicha jak myszka.
- Mogło być lepiej, ale nie jest najgorzej. - odparłam z lekkim uśmiechem. - Trochę boli mnie głowa. Pójdę do Alvarlega.
- Dobry pomysł - wreszcie odpowiedziała Torance. Ja tylko odwróciłam się i odeszłam. Szybko trafiłam do Alvarlega. Spojrzał na mnie i prychnął.
- Czy coś się stało? - spytał.
- Tak, boli mnie głowa. - powiedziałam albo bardziej syknęłam. Basior sięgną po jakąś buteleczkę, ale nic tam nie było.
- Chodź. Idziemy do Kai'a. On ma ten lek. - poszłam za nim. Szliśmy gdy nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam się i zdałam sobie sprawę, że coś za mną stoi. Był to wielki basior, który szczerzył kły.
Był czarno-brązowy. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Gdzie jest twoja siostra!? - wysyczał ze wściekłością - Gadaj!
- N-nie wiem... - jąkałam się przez łzy - Nie wiem! Zostaw mnie!
Basior rzucił się na mnie. Alvarleg nie wiedział co zrobić. Wrzeszczałam i wyrywałam się próbując uciec. Starałam się go ugryźć i odepchnąć, ale był za silny. Po chwili szarpaniny dostałam czymś w głowę i chyba straciłam przytomność...

Uwagi: Brak daty! Cały czas dajesz wiele zbędnych Enterów. Brak niektórych przecinków. Alvarleg to nie Alvaro. Przeinaczyłaś jego charakter. Chodź nie znaczy tego samego co choć.