Sierpień 2022
Skrzeczący gryf zaatakował nas znienacka. Osaczony ze wszystkich stron, nie wiedział nawet co robić. Jego posunięcie nie miało żadnego sensu, lecz ze względu na sytuację w jakiej się znajdował, brnął w to dalej. Kręcił się we wszystkie strony, starając się strącić kogokolwiek z urwiska. Ledwo co sama uchyliłam się przed jego wielkim skrzydłem. Wyglądało to jak jakaś zabawa w ciuciubabkę. Oszołomione stworzenie nie panowało bowiem nad sobą. Było wystraszone i zagubione. Podpalone pióra i ślady oparzeń dawały znać, że coś jest na rzeczy. Szukałam wzrokiem Magnusa i sprawdzałam, czy jeszcze się trzyma. Basior radził sobie dobrze, będąc tak samo zdezorientowany jak ja.
Przyjęłam pozycję obronną i zaczęłam warczeć, gdy hybryda zamachnęła się po raz kolejny. Z pobliskich kałuż zebrałam wystarczająco wody, aby uformować z niej pociski. Zazwyczaj w takich sytuacjach potrafię skupić się jeszcze bardziej, niż zwykle. Tak też było i tym razem. Za każdym razem, gdy bestia zbliżała się do mnie, dostała prysznic błękitną wodą, która sprawiała ból, wchodząc w rany po oparzeniach.
Gdy gryf wycofał się nieznacznie, ktoś z naszej grupy rzucił bardzo idiotyczne pytanie: „Co to było?”. Wkurzona i zirytowana warknęłam niezbyt przyjemnie:
- Hm, no nie wiem… Może wściekły gryf na przykład? - kiedy wypowiedziałam te słowa, stworzenie zaskrzeczało jeszcze głośniej, strącając na bok mnie oraz jakiegoś wilka z Watahy Czarnego Kruka. Powalona na ziemię, syknęłam głośno, a po mojej czaszce przeszła fala bólu. Walnęłam łbem prawdopodobnie o kamień.
Nie wiem ile dokładnie leżałam. Może minęło kilka sekund, chwil, a nawet minut. Możliwe też jest to, że straciłam przytomność. Jakbym na chwilę straciła panowanie nad sobą i bezczynnie czekała na dalszy rozwój sytuacji. Szumiało mi w uszach i nie mogłam się skupić. Gdy otworzyłam oczy cały świat wirował, a obrazy się zlewały wzajemnie. Wyraźnie nie widziałam, a wszystko otaczał półmrok. Jakieś przytłumione dźwięki dochodziły z zewnątrz, lecz nie byłam w stanie zrozumieć, ani jednego słowa, rozpoznać wilka, do którego należał głos. Znów zamknęłam oczy, ponieważ piekły mnie, gdy były otwarte.
- Cess? - słyszę niewyraźnie, gdzieś w oddali. Niski, przytłumiony głos, należał prawdopodobnie do jakiegoś basiora. Po moim ciele przeszły ciarki, a ja zwinęłam się w kłębek.
- Tata? Ja nie chciałam ugryźć brata... - majaczę pod nosem, wzdychając co chwilę. Było mi zimno.
- Cess, pobudka. Już po wszystkim. - usłyszałam, a następnie poczułam lekkie uderzenie. Gdy dostałam po głowie, przestraszyłam się trochę i oprzytomniałam. Zerwałam się gwałtownie, w wyniku czego zderzyłam się łbami z pochylonym nade mną basiorem, w wyniku czego podskoczył.
- Magnus? Co się dzieje? - spytałam przerażona. Wilki z zaciekawieniem wpatrywały się na nas. Obracałam się nerwowo, obserwując wszystkich dookoła. Zaskoczona byłam faktem, że nikt nie ma zamiaru walczyć z gryfem. Go też nigdzie nie mogłam dopatrzeć. - Gdzie bestia?
- Już po wszystkim. Nie żyje. Wszystko w porządku? - Zachował w miarę neutralny wyraz pyska, zmartwienie zdradziły tylko zmarszczone brwi. Podniosłam się do siadu, odzyskując równowagę. Spojrzałam się na Magnusa.
- Jak to nie żyje? Kto go załatwił? - Dopytywałam się zainteresowana oraz nieco zdziwiona. Basior wyglądał na trochę zagubionego albo zmartwionego. Trudno określić o co może chodzić.
- Ten rudy.
- Co? - Rozejrzałam się po wszystkich wilkach, lecz nie dostrzegłam nikogo o sierści w tym odcieniu. - Nikt z nas nie jest rudy.
- Ten co ściągnął na nas to ptaszysko - powiedział Dante - Nawiał.
- Nie znamy go, chyba trafił tu przez przypadek - dodał Magnus, trochę niepewnie. - Pobiegł tamtą ścieżką, dalej w góry. Raczej już go nie zobaczymy.
Możliwe, że miałam luki w pamięci lub w ogóle nie zwróciłam uwagi na owego basiora. Spojrzałam w stronę ścieżki i z trudem wstałam. Otrzepałam się z kurzu i zaczęłam iść w tamtą stronę.
- Zaraz zacznie padać - obwieściłam nie zatrzymując się - Lepiej wracajcie, jeśli nie chcecie zmoknąć! - Zniknęłam za zakrętem. Szłam w zupełnie innym kierunku. Aby dojść do jaskiń musiałabym iść w drugą stronę. Zerknęła kątem oka na Magnusa, który po pewnym czasie postanowił za mną ruszyć. Nie zatrzymałam się jednak. Szłam dalej. - Nie wrócę się.
- Alfy nie będą zachwycone. - unikał kontaktu wzrokowego, gdy spojrzałam się na niego.
- Dlaczego niby? - ominęłam dużą kałużę. - Mają być złe za to, że będę poza jaskinią w trakcie deszczu, czy może za to, że chcę odnaleźć tego basiora?
- Oddalasz się od grupy bez uzyskania zgody. - z gracją godną krowy potknął się i prawie wpadł do kałuży - Za to pierwsze może też. Zatrzymałam się i popatrzyłam basiorowi prosto w oczy w oczy.
- Znajdę rudego i wrócę... Trzeba mu podziękować. Zapewne nie ma też jak schronić się przed deszczem! Może potrzebuje pomocy! - burknęłam smętnie, idąc twardym krokiem.
- Skąd taka stanowczość? - mruknął nieprzekonany. - Ile wilków, tyle hierarchii wartości. Pomógł, bo sprowadził to na nas przez przypadek. Podziękowania są teraz ostatnią rzeczą jakiej mógłby chcieć.
- Może nie była to jego wina? - Obserwując go, mrużę oczy - Coś ukrywasz? - Stwierdzam, zauważając, że unika kontaktu wzrokowego. Ten jedynie nerwowo pokręcił głową. - Na pewno nie jest, aż taki niebezpieczny jak zapewne sądzisz.
- Był bardzo wygadany. - padła zdawkowa odpowiedź.
- Rozmawiałeś z nim? - zbliżyłam się, nadal patrząc mu w oczy.
- Nie.
- A kto z nim rozmawiał? Trzeba dowiedzieć się o nim więcej! -popchnęłam go lekko, aby zaczął iść w stronę grupy. Możliwe, że tam dostałabym wiele przydatnych informacji. Odsunął się nieznacznie.
- Nikt z nim nie rozmawiał. To on mówił.
- Mogłabym się dowiedzieć o czym mówił? - warknęłam zdenerwowana na niego. Nie chciał ze mną najwyraźniej współpracować. Po co więc po mnie lazł?
- Że przeprasza. I że zaraz to naprawi. - odruchowo spuścił wzrok.
- Miło z jego strony! Możemy mu podziękować! Już dawno znaleźlibyśmy go! - ruszyłam powoli, czekając na Magnusa. Teraz już nic mnie nie zatrzyma, aby dowiedzieć się więcej o rudym.
- Grzeczny chłopiec! - powiedziałam, idąc przed siebie, kiedy wilk postanowił w końcu ulec i zacząć iść za mną. Postanowiłam na wszelki wypadek zgromadzić wodę, którą kierowałam za sobą w postaci wiru wodnego. Tym razem pilnowałam, aby nie stał się zbyt wielki.
- Jak myślisz skąd jest ten wilk? - mówię, śmiejąc się przy okazji z jego miny. Wyglądał na co najmniej niezadowolonego.
- Znam ten akcent. - przez chwilę milczał, wahając się udzielenia odpowiedzi, która mnie zadowoli. - Północ.
- Znasz kogoś z północy? - spytałam zaciekawiona, skupiając się nadal na ścieżce. Miałam nadzieję, że szybko znajdziemy tego basiora.
- Ja… jestem z północy. - mruczy cicho pod nosem, mając spuszczony łeb. Otworzyłam szerzej oczy.
- Naprawdę? Jak tam jest?
- Skandynawia raczej nic ci nie powie... No... Tam jest… zimno. - skrzywił się lekko.
- Czyli jesteś... Skandywianek? - zachwyciłam się jak dziecko nową zabawką. - Ale super! - zakręciłam się wokół własnej osi. - No może z tym, że zimno to nie super... Dlaczego już tam nie mieszkasz?
- Norwegiem - poprawił mnie. Tak czy siak będzie dla mnie już zawsze Skandywiankiem. - I, em... Pracowałem... Za granicą... znaczy tutaj... Nie do końca tutaj, w Mieście...- totalnie się zaplątał. Parsknęłam głośno, widząc zakłopotanie na jego pysku.
- Jak to w Mieście? Tam gdzie te dziwne istoty bez sierści, chodzące na dwóch łapach? - skrzywiłam się jeszcze bardziej niż on. Nic nie podobało mi się w tych stworzeniach. Wydawali się głupsi od… od nas.
- Tak - wziął głębszy wdech. - A może ty powiesz coś o sobie? Skąd jesteś?
- Z daleka, tak sądzę. Szłam w stronę zachodzącego słońca, gdy nie miałam gdzie pójść. - popatrzyłam w niebo. - Mojego domu już nie ma, tam gdzie był kilka lat temu… - ogarnął mnie chwilowy smutek, starałam się więc ciągnąć temat dalej, aby nie skupiać się zbytnio na sensie wypowiadanych przeze mnie słów. - Wiedziałeś, że ruina może stać się ruiną po raz drugi?
- Aha - odpowiedział mądrze, starając się zrozumieć o co mi chodzi.
- Gdybym znała się na kierunkach, powiedziałabym ci skąd dokładnie przybyłam. Jest to jednak dla mnie zagadką tak samo dziwną, jak mój wygląd. - powiedziałam już ciszej - Nie zdziwił cię on?
- Zobaczyłem przez ostatnie trzy lata tyle, że do końca życia chyba nic mnie już nie zdziwi - ściszył ton głosu.
- Jeszcze byś się zdziwił - mruknęłam, czując jak nasza rozmowa nie klei się od dłuższego czasu.
Nagle coś mignęło mi w oddali. Była to ruda kita. Szturchnęłam Magnusa, nic nie mówiąc. Ruszyłam biegiem za wilkiem. Starałam się nie potknąć i gnać tak szybko, jak tylko zdołam.
Biegnąc wzdłuż urwiska, zobaczyłam jak krople powoli zaczynają spadać na ziemię. Nie zniechęciło mnie to jednak i dalej ścigałam basiora. Miałam nadzieję, że daleko nie ucieknie.
- Cess! - zawołał wilk przerażony. Gdy usłyszałam Magnusa, stanęłam gwałtownie, zderzając się ze skalną ścianą. Zerknęłam jeszcze w stronę znikającego w oddali rudego basiora i wydusiłam z siebie jedynie głośne: „zaczekaj!” Skierowane w jego stronę. - No pięknie... - mruknęłam niezadowolona.
Wkurzona wstałam i wróciłam z powrotem do kolegi. Odwołałam moje tornado i zajęłam się mokrym i brudnym od toksyn futrem Magnusa. Nie zajęło mi długo, by sprawić, że znów był suchy.
- Dlaczego do cholery uciekał? - warknęłam nieprzyjemnie stojąc na deszczu.
- Bo goniła go wadera z obcego stada, z którą zapewne nie chce mieć nic wspólnego? - wzdrygnął się gwałtownie poddenerwowany.
- Przecież nie miałam złych zamiarów! Nie warczałam ani nic! - spuściłam swój łeb. - Może jeszcze zawróci…
- Wątpię. - z narastającym niepokojem patrzył na deszcz.
- Znajdźmy jakąś jaskinie... - mruknęłam, ruszając dalej. - Muszę się sama wysuszyć.
<Magnus?>
Uwagi: Zmieniasz czas z przeszłego na teraźniejszy i z powrotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz