Listopad 2019 r
- Kto ostatni nad Jeziorem ten glizda!
- zawołała ze śmiechem Aoki i zerwała się biegiem w odpowiednią
stronę.
Spojrzałam na dalej stojącą obok
mnie Moone. Samica uśmiechała się lekko i patrzyła na znikającą
za krzakami sylwetkę rudej wadery. Kiedy poczuła na sobie mój
wzrok, potrząsnęła lekko pyskiem i zaczęła biec za Aoki.
Nie biegniesz z nimi? - zapytał As.
Potrząsnęłam głową. Nie widziałam
w tym żadnego sensu. Obie wadery bardzo dobrze wiedziały, że mam
słabszą kondycję fizyczną oraz krótsze łapy. Mogłabym dawać z
siebie wszystko, a i tak zostałabym daleko w tyle.
Odczekałam jeszcze parę minut, żeby
się upewnić czy na pewno są daleko. Dopiero wtedy ruszyłam do
biegu. Nie zależało mi na prędkości, nie chciałam szybko znaleźć
się nad Jeziorem, więc spokojnie truchtałam.
Tori...Co ty znowu kombinujesz?
- Ja? Nic - uśmiechnęłam się, a mój
głos zabrzmiał znacznie weselej niż powinien. As na moją
odpowiedź jedynie głośno westchnął, na co lekko się skrzywiłam.
- Za głośno.
Samiec wymamrotał przeprosiny i
kontynuował swoją tyradę.
Czyżbyś w końcu zauważyła, że
to żmije, a nie wilki?
- As, wiem, że ich nie lubisz, ale to
moje koleżanki.
Powtarzaj za mną: One cię
wykorzystują. Jesteś dla nich niczym.
- Dzięki za mowę motywacyjną. Czuję
się dzięki tobie o niebo lepiej. Wiesz co? Chyba utopię się w tym
jeziorze – wymamrotałam i przyspieszyłam. Teraz już nie
truchtałam, a naprawdę szybko biegłam... Lub szybko jak na moje
standardy.
Ode mnie i tak nie
uciekniesz – powiedział basior.
- Próbować zawsze mogę.
Powodzenia.
- Czy ty zawsze musisz mieć ostatnie
słowo?
Tak.
Westchnęłam głośno. Losie, jak ten
pchlarz mnie czasem irytował... Ech, tego się chyba nie da opisać.
Mijałam w miarę szybkim tempie tereny
watahy. Wiedziałam, że nie mam szans na dogonienie moich koleżanek,
ale nie przeszkadzało mi to. W końcu dobiegłam do Jeziora, przy
którym czekały samice. Siedziały przed taflą wody i patrzyły się
na swoje odbicia. Kiedy usłyszały, jak się zbliżam podniosły
wzrok i spojrzały na mnie z uśmiechem.
- Jesteś glizdą – stwierdziła Aoki
i wstała. Dosłownie po chwili stała już koło mnie. Samica
górowała nade mną wzrostem i to wykorzystywała. Patrzyła na mnie
z góry, a jej spojrzenie było jednocześnie groźne i rozbawione.
Dziwna mieszanka.
- Dzięki?
Wadera nie odpowiedziała. Zamiast tego
rzuciła się na mnie i już po chwili czułam, jak jej długie łapy
przygwożdżają mnie do ziemi. Pisnęłam zaskoczona i próbowałam
się uwolnić. Na marne. Choć młodsza, Aoki była znacznie
silniejsza. Nie miałam szans. Ruda nachyliła pysk do mojego pyska.
- Zabić glizdy! - zawołała.
Moje serce podskoczyło ze strachu
tylko po to, by zaraz zamrzeć w bezruchu.
Wadera wykonała szybki ruch i poczułam
jak chwyciła zębami moją sierść na szyi. W tym momencie poczułam
jak wracają do mnie siły. Odepchnęłam Aoki wszystkimi łapami.
Zaskoczona wadera odskoczyła.
- Hej, Tori! Żartowałam. Wyluzuj –
powiedziała.
- To nie było śmieszne –
wycharczałam. Zaschnięte gardło skutecznie utrudniało mówienie.
- Wiemy. Przepraszamy – wtrąciła
Moone. Odwróciłam pysk w jej stronę. To nie od niej chciałam
usłyszeć przeprosiny, ale trudno.
Uspokój się, Tor. Wdech i wydech. -
nakazałam sobie w myślach. Od razu po wypowiedzeniu pierwszego
zdania poczułam wypełniający mnie spokój. Poczułam się jak w
dziwnym letargu. Zamknęłam oczy i zaczęłam się relaksować.
W pewnym momencie poczułam jak coś
mnie popycha. Z mojego gardła wydobywał się krzyk zaskoczenia.
Ułamek sekundy później byłam zanurzona w lodowej wodzie jeziora.
Całkowicie zdezorientowana zaczęłam instynktownie ruszać łapami.
Płynęłam powoli ku górze. Kiedy wynurzyłam się na powierzchnie
i złapałam duży haust powietrza, rozejrzałam się dookoła. W
wodzie koło mnie były moje koleżanki, a na brzegu... Na brzegu
siedział Shen i śmiał się z nas jak skończony idiota. Czyli to
była jego sprawka.
- To było śmieszne – podsumował ze
śmiechem. Samiec cały czas się śmiejąc nie zauważył, że
kipiąca ze złości Aokigahara wychodzi z wody i kieruje swoje łapy
w jego stronę.
Wadera rzuciła się na Shena i już po
chwili samiec był przygwożdżony do kamieni tak jak ja kilka minut
wcześniej.
- Zabiję cię! - krzyczała a z jej
pyska skapywała piana – Przez pół godziny układałam swoje
futro!
Na jej słowa poczułam krzywy uśmiech
wstępujący na mój pysk. Aoki i jej priorytety. Może zachorować,
ale kogo to obchodzi? Będzie musiała od nowa układać futerko!
- Aoki, spokojnie – Moone wyszła z
wody i stanęła koło przyjaciółki. – Nie warto tracić czasu na
takich debili.
Ruda samica prychnęła z
niezadowoleniem i ociągając się wypuściła Shena spod swoich łap.
Samiec skorzystał z okazji i w zaskakująco szybkim, jak na niego,
tempie wstał. Otrzepał się lekko z ziemi przylegającej do jego
sierści. Na jego pysku cały czas widniał ten głupi uśmiech.
Kiedy Aoki go zobaczyła, nie powstrzymała ponownego ataku furii.
Zamachnęła się łapą i podrapała basiora po pysku.
- Przestańcie! - wtrąciłam.
- Psy tu nie mają głosu –
odkrzyknął jedyny basior w towarzystwie. Zacisnęłam zęby ze
wściekłości. Naprawdę, będzie mi wypominać psie pochodzenie? Co
za... Agh!
- To, że jesteście wilkami nie
znaczy, że jesteście lepsi od psów!
- Chcesz się przekonać? - jego oczy
zalśniły groźnie. - Ale w sumie nie powinienem bić wader.
Chociaż... Ty nie jesteś waderą, tylko suką.
- W jakim sensie suką? - Moone
zmarszczyła brwi. Gdyby nie pewien stojący nieopodal pchlarz pewnie
bym się uśmiechnęła na słowa wadery. Kochana Moonia...
- W obydwu.
- Nie żyjesz!
Skoczyłam na Shena i przygniotłam do
ziemi. Wściekłość dodała mi sił. Samiec próbował się wyrwać,
ale nadaremno. W końcu się uspokoił. Zdawał się czekać na mój
ruch. Rozluźniłam odrobinę łapy. Shen wykorzystał chwilę i
odepchnął mnie mocno tylnymi łapami. Odskoczyłam zaskoczona tym
atakiem. Basior zerwał się do lotu. Jego skrzydło cudem ominęło
pysk Aokigahary, na co wadera fuknęła jeszcze bardziej
niezadowolona.
Czułam jak po moim ciele rozchodzi się
wściekłość pod adresem pewnego idioty.
Powiedzcie, że jesteście tak samo
wkurzone jak ja... - pomyślałam przyglądając się stojącym obok
waderom.
Aoki odwróciła pysk w moją stronę.
Jej oczy lśniły niebezpiecznie. Zrozumiałam ten przekaz bez słów.
Spojrzałam na Moone. Wszystkie dogadałyśmy się za pomocą
spojrzeń.
„Biegniemy?”. „Biegniemy”.
Goniłyśmy basiora przez nie mal całą
watahę. Mijałyśmy tereny, kilka razy prawie wpadając na
przechodzące wilki, które rzucały rozbawione lub zirytowane
spojrzenia na trzy biegnące szczeniaki.
Starałam się nie odstawać za bardzo
w tyle. Naprawdę, biegłam najszybciej jak potrafiłam! Niestety,
ale moje wysiłki były trochę nadaremne. Długie łapy i całe
życie treningów zrobiły swoje i moje towarzyszki były znacznie
szybsze. Tak bardzo chciałabym im dorównać...
W końcu znalazłyśmy się w Górach.
Rozglądałam się za młodym basiorem, gdzieś tutaj powinien być –
widziałam jak ląduje. Tylko gdzie?
- Tam! - zawołała Aoki i wskazała
łapą szeroką półkę skalną zaledwie pół metra niżej od
miejsca w którym aktualnie stałyśmy. Shen siedział na jej skraju
ciężko oddychając. Miał otwarty z pysk, z którego wystawał
różowy język. Nawet z odległości kilkunastu metrów widziałam
jak jego oczy błyszczą się z rozbawienia i samozadowolenia. Dupek.
Niewiele myśląc podbiegłam w stronę
półki i skoczyłam w dół najciszej jak potrafiłam. Moje
koleżanki podążały tuż za mną. Shen jakimś cudem nas nie
usłyszał i siedział dalej spokojnie tuż przy przepaści.
Wymieniłam spojrzenia z towarzyszącymi
mi waderami. Wszystkie rozpłaszczyłyśmy się na ziemi
przygotowując mięśnie do skoku na samca. Na znak Aoki –
poruszenie ogonem – skoczyłyśmy niemal w identycznym czasie. Yuki
byłaby z nas dumna, gdyby nas zobaczyła w tamtej chwili. Już po
chwili Shen był skutecznie przygwożdżony przez naszą trójkę.
Szczypałyśmy go i ciągałyśmy w miarę delikatnie jego futro. Nie
miałyśmy mieć kłopotów, jeśli coś mu się stanie. Po pewnym
czasie dałyśmy sobie trochę luzu, z czego basior skorzystał i się
nam wyrwał. Próbowałyśmy go dopaść po raz kolejny, ale dzięki
skrzydłom dobrze unikał naszych ataków.
W pewnym momencie Aoki skoczyła na
unoszącego się w powietrzu Shena. Basior podleciał jeszcze wyżej,
więc samica natrafiła na krawędź półki skalnej. Aoki zaczęła
tracić równowagę. Coraz bardziej przechylała się w stronę
przepaści. Wadera starała się uchronić przed upadkiem –
słyszałam dźwięk pazurów przejeżdżających po skale. Wraz z
innymi szczeniakami skoczyłam by jej pomóc, ale było za późno –
wadera przechyliła się i zaczęła spadać. Moone i Shen czym
prędzej rzucili się za rudą samicą, ale nie byli wystarczająco
szybki – Aoki upadła na ziemię. Dźwięk jej ciała uderzającego
o poniższą półkę był przerażający, jednak pisk, który przy
tym się wydobył...
- Wezwij kogoś dorosłego! -
usłyszałam opanowany rozkaz. Kto to mówił? Głos był chłopięcy,
więc to musiał być Shen. A do kogo...? Zmusiłam się, żeby
oderwać wzrok od ciała nieprzytomnej przyjaciółki i spojrzeć na
basiora. Spoglądał na Moone, więc prawdopodobnie to do niej
należało to zadanie. Czarna samica skinęła głową i czym prędzej
odleciała.
Shen w międzyczasie zleciał na dół
i rozpoczął sprawdzanie w jakim stanie jest samica. Ja po raz
kolejny spojrzałam w dół. Było zbyt wysoko, żeby skoczyć –
chyba, że chciałam skończyć tak jak Aokigahara. Zaczęłam więc
czym prędzej szukać jakiegoś bezpieczniejszego zejścia.
Z lewej strony półki zobaczyłam dość
stromy stok prowadzący na znacznie niższą półkę – będącą
mniej więcej na tej samej wysokości, co ta, na której znajdowała
się Aoki. Biegiem ruszyłam w jej stronę i już po chwili ostrożnie
z niej schodziłam.
Gdy się na niej znalazłam ruszyłam w
stronę jej krawędzi. Półka na której byli moi znajomi znajdowała
się o odległość dorosłego samca od tej, na której byłam ja.
Cofnęłam się o kilka kroków w tył i zanim zdążyłam ogarnąć
co właśnie zamierzam zrobić, rzuciłam się w szaleńczym biegu
i... skoczyłam. Skok udał się bezbłędnie! No pomijając, że gdy
znalazłam się na sąsiedniej półce poślizgnęłam się na skale
i omal nie spadłam. Poza tym było idealnie!
Szybko jednak porzuciłam myśli o tym
skoku i podbiegłam do Aokigahary. Samica miała zamknięte oczy. Z
ulgą zauważyłam, że porusza się lekko przy wdechach i wydechach.
Jednak gdy zwróciłam uwagę na inne szczegóły, coś przewróciło
mi się w żołądku. Zmierzwiona sierść Aoki była w kilku
miejscach zabrudzona bordową cieczą. Najwięcej jej było na prawej
tylnej łapie samicy.
- Czy to krew? - nie mogłam uwierzyć
w to, co widziałam. Przecież... Nie mogło jej się nic stać,
prawda?
- Nie, ketchup – głos Shena ociekał
drwiną. Serio, w takiej chwili? Już chciałam mu jakoś
odpowiedzieć, gdy przerwał mi łomot dużych skrzydeł tuż nad
moją głową. Już po chwili Moone wylądowała tuż koło mnie.
- Nikogo nie mogłam znaleźć,
jesteśmy na jakimś zadupiu.
- To co robimy? - spytał Shen. Moone
wzruszyła ramionami i spojrzała na Aoki oceniając w jakim jest
stanie.
As, proszę, pomóż mi – wzywałam w
myślach samca. Poczułam jednak dziwną blokadę, której nie czułam
nigdy wcześniej, gdy próbowałam się z nim skontaktować. Nie
mogłam na niego liczyć, nie teraz...
- Może... zatamujemy krwawienie? -
zaproponowała w końcu Moone.
- Tak, przydałoby się... Polecę po
jakąś wytrzymałą roślinę, którą moglibyśmy to zrobić. Ty
leć po wodę. Gdzieś tutaj powinien być strumień – samiec
zaczął rozdzielać zadania. Moone skinęła głową i odleciała.
Czekałam, aż samiec i mi przydzieli jakąś funkcję. Gdy jednak
ten zaczął zbierać się do lotu przypomniałam się.
- Shen? A ja? Co mogę zrobić?
Basior spojrzał na mnie tak jakby
dopiero teraz sobie przypomniał o mojej obecności. Zmierzył mnie
wzrokiem oceniając do czego mogę się przydać. Czekałam z
niecierpliwością na odpowiedź.
- Pilnuj jej.
- Ale... - zaczęłam, ale basior mnie
zignorował i wzbił się w powietrze. Westchnęłam ciężko. Czeka
mnie bardzo odpowiedzialne zajęcie...
Usiadłam tuż nad sylwetką Aoki, a
mój wzrok wędrował od niej do nieba – wypatrując znajomych
szczeniaków.
- Coś się wydarzyło? - zapytał
Shen, gdy tylko wrócił. Pokręciłam głową w zaprzeczeniu. Nie
zdarzyło się nic. Całkowite nic.
Basior skinął w zadumie pyskiem.
- To zaczekajmy na Moone, zaraz powinna
się zja... - przerwał, gdy zauważył zbliżającą się czarną
sylwetkę. Samica trzymała w pysku mech, z którego ściekała woda.
Nie odzywając się do nas, wylądowała i podbiegła do Aoki. Czym
prędzej zaczęła przemywać jej futro mchem.
Gdy samica była jako-tako wymyta,
porwałam duży podłużny liść przyniesiony przez Shena i zaczęłam
go zawiązywać z pomocą pyska i łap, wokół tylnej łapy Aoki –
tej, z której wypłynęło najwięcej krwi. Zadanie nie było łatwe,
ale jakoś się z nim uporałam.
- Hm... To co teraz?
- Może spróbujcie ją zanieść do
watahy. Powinniście dać razem radę... - zaproponowałam nieśmiało.
- Czy ja ci wyglądam na latającego
konia pociągowego? – prychnął niezadowolony. W odpowiedzi
posłałam mu spojrzenie o łatwym przekazie: „tak”.
- Nie, Tor. Mogłaby nam wypaść, a
kolejny upadek z wysokości to nie jest, to czego ona teraz
potrzebuje... - powiedziała czarna wadera.
Skinęłam głową na znak, że
rozumiem.
- To zanieśmy ją normalnie, po ziemi.
- Może być – zgodziły się wilki.
Uzgodniliśmy, że będziemy nieść ją
na zmianę, gdy tylko jedno się zmęczy, to drugie przejmuje samicę
na swoje barki i niesie ją dalej. Pierwsze wtedy ma chwilę
odsapnięcia, jednak cały czas idzie i wraz z trzecią osobą
pilnuje, by Aoki nie spadła. Pierwsza miałam być ja, potem Shen, a
trzecia Moone.
Położyłam się na ziemi, a moi
znajomi przerzucili Aoki przez mój tułów. Gdy ta w miarę
bezpiecznie leżała powoli wstałam, co okazało się trudniejsze niż
myślałam. Cały czas się bałam, że wadera przechyli się i
spadnie. A na dodatek była ona dość ciężka.
Wzdychając cicho ruszyłam w drogę, a
za mną pozostałe dwa szczeniaki...
- Coś się stało? - jakiś wilk
podbiegł w naszą stronę, gdy tylko nas zobaczył. Nie byłam w
stanie rozpoznać go. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiedziałam,
czy to samica. To nie miało znaczenia. Wilk był dorosły. Pomoże
nam, prawda?
Ach, Aoki... Ona była taka ciężka, a
my przeszliśmy spory kawał drogi wraz z nią. Nie robiliśmy
przerw. Cały czas w ruchu. Miałam dość. Tak bardzo dość...
- O-ona... spadła... - wycharczałam
przez zaschnięte gardło.
- Skąd? Jak? - wilk zmierzył mnie
dziwnym spojrzeniem. Oni mi nie ufali, nie wszyscy...
- W górach. Pr-próbowała na mnie
skoczyć... - powiedział Shen. Był w niewiele lepszym stanie niż
ja.
- Czemu miałaby to robić? - wilk
zmarszczył czoło i przymrużył podejrzliwie oczy,
- Ta-takie sprzeczki...
- Pomóż nam, proszę – włączyła
się Moone.
Wilk jakby przypomniał sobie o w
dalszym ciągu nieprzytomnej Aoki i zwrócił się ku niej.
<Ktoś chętny? :P>
Uwagi: Literówki i brak Spacji po trzech kropkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz