Początek marca 2019r.
Tego dnia walczyłem na spojrzenia z moją nauczycielką. Vestar twierdziła, że odwracanie wzroku jest pierwszą oznaką słabości, która może zmotywować mojego przeciwnika do nasilenia ataku. Poza tym miał to być dobry sposób na skupienie się na aurze wilka bez tracenia go z oczu. W tym musiałem przyznać jej rację – kiedy ćwiczyłem z Tori, wilczyca wykorzystywała to, że musiałem zamknąć oczy i mnie popychała, co skutecznie przywracało mnie do rzeczywistości. Gdy opowiedziałem o tym Vestar, jej pysk wykrzywił się w lekkim uśmiechu, który szybko zniknął. Powiedziała wtedy, że Tori powinna nauczyć się magicznej obrony. Było to jednak o tyle trudne, że samica nadal nie odkryła żadnej umiejętności... Znaczy jasne, była ode mnie znacznie szybsza i zwinniejsza, poruszała się ciszej, ale... Nie potrafiła nawet wyczuć aury, co było przecież najprostszą rzeczą.
Przyglądałem się jasnoniebieskim, przywodzącym na myśl lód oczom wilczycy. Miałem wrażenie, że widziałem wcześniej identyczne, ale nie potrafiłem wskazać czyje dokładnie. W Zakonie było dużo niebieskookich... Próbowałem przywołać w głowie wygląd wszystkich znanych mi wilków, ale nadal nie byłem pewien. Nie miałem pamięci do takich rzeczy...
- Nie rozpraszaj się. - powiedziała wadera, a ja zdałem sobie sprawę, że trochę odpłynąłem myślami. Na powrót skupiłem się na oczach Vestar i próbowałem nie drżeć, gdy ta posyłała mi swoje najgroźniejsze i najbardziej lodowate spojrzenia. Nie było to proste zadanie.
Po dłuższym czasie pysk kapłanki rozświetlił uśmiech.
- Bardzo dobrze, As. Teraz przejdziemy do... - urwała głos, a ja poczułem czyjąś obecność w swoim umyśle. Poczułem jak zaczyna wypełniać mnie panika. Nienawidziłem, gdy atakowała mnie znienacka...
- Idź sobie! - krzyk sam wyrwał mi się z gardła.
Czułem, jak przerażenie formułuje kule w moim brzuchu, a sierść staje dęba. Próbowałem pozbyć się wilczycy ze swojego umysłu, wyszukiwałem najdziwniejsze obrazy, atakowałem ją czym popadnie, ale to nie zdawało robić na niej żadnego wrażenia. Była zbyt silna.
Wiedziałem, że to ona każe mi się bać, co jeszcze bardziej potęgowało moje przerażenie. A może to był kolejny niewypowiedziany rozkaz? Wszystko zaczynało mi się mieszać i czułem, że jeśli to się zaraz nie skończy, to moje szaleńczo bijące serce wypadnie z piersi.
Zdesperowany położyłem się na plecach, popiskując cicho. W rzeczywistości miałem ochotę wyć i błagać, by samica zaprzestała, ale wątpiłem, bym mógł cokolwiek powiedzieć.
Dopiero po kilku chwilach, przerażenie zaczęło znikać. Jednak nadal czułem, że samica nie opuściła mojego umysłu. Tylko tym razem nakazywała mi się uspokoić, co moje skołatane ciało przyjęło z wielką ulgą.
Gdy moje serce już całkiem się uspokoiło, wilczyca opuściła mój umysł i stanęła nade mną. Jej spojrzenie było - jak zwykle - chłodne.
- Musisz nauczyć się bronić w każdej chwili. Twój przeciwnik nie powie ci, w którym momencie zaatakuje. - powiedziała - To na tyle. Możesz wracać do siebie.
Pospiesznie wstałem i otrzepałem się z ziemi, której drobinki z pewnością zdążyły przyczepić się do mojego futra. Następnie podniosłem łeb i spojrzałem prosto w oczy wilczycy.
- Po co właściwie się tego uczymy? Nie mam być kapłanem?
Vestar tylko się uśmiechnęła.
- Liczę, że będziesz najlepszy ze wszystkich. Silniejszy nawet od Wielkiego Mistrza. Nie zawiedź mnie.
- Ale... - zacząłem, jednak wilczyca już się odwróciła i zaczęła iść w stronę jaskiń kapłanów. Obserwowałem jej wysoką sylwetkę i poruszającą się na wietrze brunatną sierść. W chwili gdy sam chciałem odejść, samica się odwróciła.
- Przykro mi, As.
- Czemu? - spytałem, marszcząc brwi.
Vestar albo nie słyszała mojego pytania, albo postanowiła nie odpowiadać. W pierwszej chwili chciałem za nią pobiec, ale ta - jakby czytając mi w myślach – przyspieszyła. Wiedziałem, że nie mam z nią szans, więc westchnąłem i postanowiłem skierować swoje kroki w stronę jaskini Tori, by ta mogła na mnie poćwiczyć. Po zajęciach z Vestar byłem zawsze wyczerpany, więc nie obroniłbym się automatycznie przed jej ewentualnym wejściem.
Gdy szedłem w odpowiednią stronę, moje myśli zaprzątały słowa mojej mentorki. Nie wiedziałem o co mogło chodzić i bardzo mnie to ciekawiło. Z drugiej strony miałem przeczucia, że cokolwiek to było, nie spodoba mi się.
- Muszę o tym pogadać z moją małą Lisicą – mruknąłem.
Kilka chwil później dostrzegłem jaskinię, jednak coś było nie tak. Zwykle przed wejściem siedziała moja przyjaciółka i wyczekiwała mnie z niecierpliwością, co całkiem mi schlebiało. Może zagadała się z Edel – najmłodszą uczennicą z naszej grupy i przy tym współlokatorką Tor?
Trochę zdziwiony, wlazłem do środka, krzycząc coś na powitanie. Odpowiedziało mi kilka szczeniaków, jednak nie usłyszałem wśród nich głosu mojej przyjaciółki. Już całkiem zmartwiony rozejrzałem się, a gdy nie dostrzegłem jej charakterystycznego rudego futerka, moje serce zamarło.
- Cześć, As!
Spojrzałem w dół i rozpoznałem piaskową sierść Edel, która wpatrywała się we mnie jasnoniebieskimi oczami. W mojej głowie niemal od razu pojawił się obraz lodowych tęczówek Vestar, jednak szybko zdałem sobie sprawę, że te należące do młodszej wilczycy przypominają raczej letnie niebo.
- Cześć, E. Widziałaś może Tori?
Samica widząc moją zmartwioną minę, uśmiechnęła się. No tak, zawsze zapominałem, że odkąd tylko zacząłem przychodzić tutaj regularnie, młodsza wilczyca wzięła sobie za cel doprowadzić do tego, bym ja i Tor zostali parą. Nasłuchała się o wielkiej miłości Mistrza i nie mogła zrozumieć, że w Zakonie związki nie istnieją, a my nigdy byśmy nawet nie chcieli być razem. Byliśmy przyjaciółmi i tak było dobrze.
- Dopiero przyszłam, więc nie. Czekaj... - Edel odwróciła się do jednego z najmłodszych szczeniaków w jaskini – Fin! Wiesz może gdzie jest Tori?
Szary wilczek odwrócił łeb w naszą stronę, co wykorzystał jego kolega, z którym się wcześniej siłował i rzucił się na basiorka. Fin szybko na niego warknął, na co ten wycofał się z podkulonym ogonem. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok.
- Wielki Mistrz.
- Co? - zmarszczyła brwi Edel.
- Wielki Mistrz? - powtórzyłem, czując, jak robi mi się zimno.
Fin zerknął w stronę swojego kolegi, upewniając się, że ten nie zamierza go na razie zaatakować.
- Poszła z nim – powiedział i zaskakującą szybkością odwrócił się, by skoczyć na drugiego szczeniaka.
Wymieniłem z Edel zmartwione spojrzenia.
- Jak myślisz, co od niej chciał?
- Nie wiem... - westchnąłem, starając się udawać spokój. - Może chciał porozmawiać z nią o jej postępach?
- Znaczy się ich braku? - upewniła się Edel, jednak gdy zgromiłem ją wzrokiem, zreflektowała się. - Przepraszam. Już się tak nie denerwuj...
W odpowiedzi tylko przewróciłem oczami. Ta wilczyca była czasem niemożliwa.
- Mam złe przeczucia – mruknąłem, kładąc się na ziemi. Nie miałem zamiaru się stąd ruszać, dopóki nie wróci moja przyjaciółka. Za bardzo się martwiłem...
Edel nie podzielała moich obaw i zaczęła prosić mnie o ćwiczenia. Początkowo byłem nastawiony dość sceptycznie i dopiero argument, jakoby miało to być dobrym sposobem na zabicie czasu w oczekiwaniu na Tor, mnie przekonał.
Zadowolona z siebie wilczyca usiadła naprzeciw mnie i zacisnęła powieki. Obserwowałem ze znudzeniem jak stara się ze wszystkich sił dojrzeć moją fioletową aurę. A może nawet próbowała sformułować własną energię i mnie zaatakować? Nie miałem pojęcia i nieszczególnie mnie to obchodziło. Moje myśli zaprzątała właśnie całkiem inna wadera.
- Czy ty śpisz? - usłyszałem nagle czyiś głos.
Zerwałem się z miejsca i rozejrzałem nerwowo. Mój wzrok spoczął na sylwetce Edel.
- Co? Nie. Skądże. Ja tylko tak... - zacząłem się tłumaczyć, na co wadera parsknęła śmiechem – Nie śmiej się!
W odpowiedzi usłyszałem kolejny wybuch śmiechu.
- Dzięki, E. Zawsze mnie wspierasz... - burknąłem, zerkając w stronę wyjścia z jaskini. Zaczynało się robić ciemno... - Tori wróciła?
Uśmiech zamarł na pysku wadery, a w jej oczach zalśnił niepokój.
- Nie i zaczyna mnie to martwić. Powinna już dawno wrócić.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, czując jak zaczyna mnie boleć brzuch z nerwów. Ta cała sytuacja była tak dziwna, nienaturalna i inna... Kojarzyła mi się z jakimś koszmarem, który nie chciał się skończyć.
Edel zbliżyła się do mnie i lekko zadarła łeb, by spojrzeć mi prosto w oczy. Z pewnym zaskoczeniem stwierdziłem, że choć młodsza była już znacznie wyższa od mojej przyjaciółki.
- Co masz zamiar zrobić?
Wzruszyłem ramionami i już chciałem oznajmić, że nie mam pojęcia, gdy do głowy wpadł mi pewien nieco ryzykowny pomysł.
- Pójdę tam i zapytam, co się z nią stało.
Edel wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Nie mówisz poważnie... - powiedziała, mierząc mnie zdumionym spojrzeniem. Gdy nie zareagowałem, westchnęła – Cholera, As, całkiem oszalałeś. A chyba ja jeszcze bardziej, bo mam zamiar iść z tobą.
Tym razem to na moim pysku wymalował się szok.
- Żartujesz. Nigdzie nie idziesz, Edel.
- Owszem, idę. To też moja przyjaciółka, rozumiesz, As?
W jej oczach pobłyskiwała determinacja, a ja wiedziałem, że nie miałem szans, by wygrać z nią tej kłótni. Jej nieugięta postawa wywołała u mnie pewien rodzaj ulgi. Jakby nie było, obawiałem się iść sam. Poza tym wilczyca miała rację – oboje musieliśmy dowiedzieć się, co działo się z Tor. A żeby uzyskać te informacje trzeba było udać się prosto do jamy lwa – to znaczy jaskini Wielkiego Mistrza.
C.D.N
Uwagi: kilka literówek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz