Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 1 września 2018

Od Torance "Czarne chmury imigrują do nas jak uchodźcy" cz. 8

Listopad 2019r.
Chcę się zemścić w odpowiedni sposób... - słowa te kołatały się po mojej głowie bez przerwy. Byłam przerażona tym, co miało mnie teraz spotkać. Aoki i Moone nie należały do osób, które odpuszczają łatwo, zwłaszcza gdy ich ofiara jest od nich słabsza. Swoją niechęć potrafią pielęgnować wręcz z niesamowitą starannością.
Teoretycznie to były moje przyjaciółki i szczeniaki. Nie posunęłyby się do czegoś takiego jak na przykład morderstwo, ale przemoc psychiczna, od czasu do czasu fizyczna? Jeśli byłaby jakaś lista chętnych, to wilczyce wpisałyby się na pierwsze miejsca. A gdyby te pierwsze miejsca już wcześniej byłyby zajęte, to skreśliły tamtych. Tak, to chyba dobrze obrazuje, czego się spodziewałam...
Podczas biegu nie zwracałam uwagi na to, co mijałam i dokąd mnie to prowadziło. Byłam wykończona, ale byłam gotowa zmusić się do wszystkiego, byle być jak najdalej od moich byłych przyjaciółek.
Policzymy się z tobą, gdy będę zdrowa, zdrajczynio.
Wielokrotnie potykałam się o wystające korzenie, kamienie, stare gałęzie czy po prostu o własne łapy. Póki jednak byłam w stanie biec, nic mnie to nie obchodziło. Liczyło się jedynie, żeby uciec, znaleźć się daleko od Wilczego Szpitalu. By dać radę wykrzesać z obolałych mięśni kolejny krok.
Nie poddawałam się nawet, gdy dopadła mnie kolka, a łapy praktycznie padały ze zmęczenia. Dopiero, gdy wpadłam po brzuch w zaspę śnieżną, postanowiłam przestać. Znajdowałam się chyba dość wystarczająco daleko, żeby nikt mnie nie odnalazł – choćby przypadkiem. Aoki i Moone nie tropiły jakoś bardzo dobrze, więc jeśli postanowiłyby mnie poszukać, sprawdziłyby miejsca, które lubiłam najbardziej – Góry, Wrzosową Łąkę, Wodospad lub po prostu naszą jaskinię. A tutaj? Śnieżny Las był miejscem, w które mało wilków się zapuszczało, zwłaszcza gdy nadchodziła zima. Byłam bezpieczna.
Uśmiechnęłam się nadal niespecjalnie spokojna i wzięłam śnieg do pyska. Był on znacznie czystszy i smaczniejszy od tego znanego mi z Miasta. Gdyby był chociaż troszkę cieplejszy, to nadawałby się na jedną z najlepszych wód, jakie piłam. Hm, jakby się tak zastanowić, to tylko ta u ludzi nie była tak dobra. Na terenach watahy wszystko smakowało o wiele, wiele lepiej.
Nie zmienia to jednak tego, że tęskniłam za dawnym życiem. Brakowało mi głaskania, ciepłego domu, rodziny... Nie miało to sensu, ale traktowałam Piotrka i jego rodziców jak również moją rodzinę. Tak, oni byli ludźmi, ja psem, ale... To miłość, którą widziałam w ich oczach, przyjaźń, którą łączyła mnie z Piotrkiem... To wszystko było prawdziwe i tak wspaniałe...
Rany, chciałabym móc z nim chociaż raz porozmawiać. Zwykły człowiek, którym niewątpliwie był mój właściciel, nie był w stanie zrozumieć słów psa. Ba, nawet magicznego wilka, gdy ten znajdował się w swojej formie wilczej...
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że po moim pysku spływały łzy. Otrząsnęłam się dopiero, gdy kilka z nich spadło na pokrytą śniegiem ziemię. Uniosłam wówczas łapę i zaczęłam ocierać pysk. Nie chciałam płakać. Nie powinnam płakać. Płacz oznaczał słabość, a ja nie mogłam być słaba. Nie teraz. Miałam zamiar jakoś sobie poradzić z pewnymi dwoma zołzami – którymi były. No kto z takiego powodu zaczyna planować zemstę!? - a żeby tego dokonać musiałam wziąć się w garść.
Wygrzebałam się z zaspy, w której nadal się znajdowałam i porządnie otrzepałam. Następnie ruszyłam w stronę centrum watahy. Co prawda byłam wyczerpana, a strach nadal się gdzieś czaił, w każdej chwili gotowy, by przejąć nade mną kontrolę, ale... Zimno, duma i poczucie winy, jeśli Sohara znowu będzie się przeze mnie zamartwiać... Uznajmy, że te kilka rzeczy miało zdumiewającą wręcz siłę przekonywania.

(kilka dni później)
Aoki nadal nie wracała. Podobno w ranę wdało się jakieś zakażenie i potrzebna jest jej stała opieka. Gdyby była dorosła, wysłaliby ją z zapasem ziół i kazali samej się leczyć. Wilczyca była nadal szczeniakiem i musiała tam zostać na przynajmniej kilka następnych dni. Moone z tego powodu była niezadowolona, Navri jak zwykle nic nie zdawało się ruszać, a Shen próbował maskować uśmiech, gdy czarna wadera opowiadała nauczycielom o stanie swojej najlepszej przyjaciółki.
Och, byłam jeszcze ja, no nie? To w takim razie ja czułam wręcz nieopisaną ulgę. Chociaż smutno mi się robiło na myśl, że aktualnie jedynym szczeniakiem, który się do mnie odzywał był As, który i tak znikał co jakiś czas. Ćwiczył jakieś zabezpieczenia przed czytaniem myśli i tak dalej. Według niego szło mu perfekcyjnie, ale nie miałam pewności... Kilka razy nawet mi udało się przedrzeć przez jego bariery ochronne, czy jak to powinnam nazywać.
Niby mogłabym pogadać z Shenem, ale od pamiętnych odwiedzin u Aokigahary nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Tak naprawdę to w ogóle. Wyglądało na to, że oboje chcieliśmy wykonać jakiś krok, ale każde z nas się bało. No i kończyło się to na niezręcznej ciszy, pełnej wielu niewypowiedzianych słów, które ktoś w końcu musiał skierować do drugiej osoby. A jak wspominałam, żadne z nas nie kwapiło się do tego.
W końcu, gdy As nie odzywał się już prawie cały dzień, nie dałam rady znieść samotności. Potrzebowałam rozmowy, ba, chociażby obecności kogoś innego niż ja sama lub Sohara. Niestety, nadal nie byłam w stanie odezwać się do Shena, a samo zbliżenie się do Moone pozbawiało mnie tchu z nerwów, więc zostało mi jedynie zagadać do Navri. Jeśli i ona mnie przegoni, to trudno. W sumie nawet bym się nie zdziwiła.
Cały ranek próbowałam zmotywować się do podejścia, ale cały czas był przy niej Shen. W końcu, po długiej przerwie, gdy biała samica zjawiła się już w jaskini - w której mieliśmy mieć zajęcia ze względu na obfity deszcz - a Shen nie nadchodził, zebrałam się w sobie.
Podeszłam do niej na uginających się z nerwów łapach. Niby nie miałam nic do stracenia, ale... Rany, chyba jej zdanie obchodziło mnie bardziej niż myślałam. Nie chciałam usłyszeć uprzejmego, lecz zdecydowanego „Nie chcę z tobą rozmawiać” czy czegokolwiek innego w tym stylu.
Już miałam się wycofać, gdy samica zauważyła, że się zbliżam i skierowała w moją stronę wzrok. Jej mina była jak zwykle obojętna i poważna, jednak gdzieś tam kryło się zaciekawienie. Dobrze skrywane, ale jednak nie wystarczająco.
- Em... Hej? - mój głos był trochę wyższy niż zwykle, zabarwiony emocjami. - Mogę się dosiąść?
- Cześć. Tak – skinęła głową wilczyca.
Powoli usiadłam w pewnej odległości od niej, czego samica zdawała się nie zauważać.
- Nie przeszkadzam ci? - spytałam w każdej chwili gotowa, by się zerwać i odejść.
Navri w odpowiedzi wzruszyła ramionami, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Czy to ten moment?
- Nie.
- Wiedziałam... Przepraszam cię, już i... - zaczęłam, spuszczając uszy. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej odpowiedzi. - Co? Poważnie?
Samica skinęła głową, mrużąc przy tym oczy, jakby chciała dostrzec, czemu tak zareagowałam. Mnie natomiast zaczęła zalewać ulga i radość. Rany, Navri – Navri, z którą praktycznie nie rozmawiałam, trzymając się z wilczycami, które bynajmniej nie darzyły ją sympatią – nie miała nic przeciwko, żebym chociaż się do niej zbliżyłam. Czułam w tym momencie taką radość, że ledwo powstrzymałam się, żeby jej nie przytulić.
No i w tym właśnie momencie zauważyłam zbliżającą się w naszą stronę sylwetkę pewnego skrzydlatego szczeniaka płci męskiej. Na pysku Shena widniał uśmiech, jednak ja dostrzegałam jego zdziwienie. Nie ogarniał, czemu siedziałam tuż obok Navri, ale zdawało się, że moja obecność mu nie przeszkadzała.
- Cześć, Navri. Cześć, Tori – powiedział, siadając po mojej lewej, a prawej Navri, tworząc przy tym jakiś dziwny trójkąt.
Navri odpowiedziała kiwnięciem głowy i delikatnym uśmiechem, na co samiec wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Hm... Cześć... Shen? - zdecydowanie miałam problemy z wysłowieniem się. Obecność basiora była w tym momencie znacznie bardziej onieśmielająca, niż samych Alf.
- Co?
- Przepraszam, że wtedy... Wiesz, gdy byliśmy u Aoki... Nie poszłam za tobą – mówiąc to, skuliłam się.
Shen natomiast posłał mi dziwne spojrzenie i... roześmiał się?!
- Wyluzuj, Tori. Nie mam ci tego za złe. Przynajmniej nie aż tak jak myślisz.
- N-nie masz? - powtórzyłam, zerkając na Navri, która przyglądała się wszystkiemu ze skrywanym zaciekawieniem.
Wilk pokręcił łbem z uśmiechem, a ja westchnęłam z ulgą i nie mogąc powstrzymać radości, przytuliłam go. Ku mojemu zaskoczeniu ten nie odskoczył, a na dodatek delikatnie opatulił mnie łapą, gdy wyrwał się z chwilowego oszołomienia. Było to nieco dziwne, ale... Kogo to obchodziło?
Na Eydis... Nie ma mnie przez niecałą dobę, a ty już obściskujesz się ze Skrzydlatym... - słysząc ciche westchnięcie Asa, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Odsunęłam się od basiora i usiadłam na swoim miejscu. No może trochę bliżej Navri i Shena, ale to nie było tak ważne.
Skoro wrócił ten idiota... - pomyślałam.
Hej, wypraszam sobie! Wybaczę ci tylko dlatego, że jesteś moją małą przyjaciółeczkę i widziałem, że tęskniłaś.
Hę? Co? Jak? - posłałam pytania. Byłam z lekka zdezorientowana.
Czytanie wspomnień – wyjaśnił samiec, a ja mogłabym się założyć, że wzruszył przy tym ramionami.
Mhm. Ekstra. Wiesz, że tak się nie robi?
Zamiast odpowiedzi, usłyszałam ciche prychnięcie. Cudem powstrzymałam się, żeby nie wywrócić oczyma. Drań, ale skoro on wrócił oraz już całkiem pogodziłam się z Shenem, a nawet pogadałam z Navri, która okazuje się mnie tolerować... Powiedzmy, że czułam ulgę oraz chęć do życia. Może jednak coś miało się ułożyć? Może te czarne chmury, które zdawały się nade mną wisieć od śmierci Piotrka się rozwieją? Nie obraziłabym się w sumie.

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz