Lipiec 2021
Obudziłam się nagle, zdyszana i oszołomiona. Dudniło mi w uszach, a ja nadal się trzęsłam. Znów śniło mi się, że byłam w środku, tam razem z nimi, że to był już mój koniec. Walające się na mnie odłamy grubych ścian ruin jakiegoś zamku, czy innego budynku. Gdy jeden leciał prosto na mnie wybudziłam się, przez uczucie porównywalne do spadania. Niewiele trzeba, aby oszaleć. Bardzo niewiele.
Było mi niezbyt wygodnie, nawet nie pamiętałam, w jakim miejscu jestem. Podniosłam się ostrożnie, starając ustabilizować swój wariujący błędnik. Coś uwierało mnie w tylną łapę. Był to bandaż, brudny i niezmiernie niewygodny. Na zewnątrz było jeszcze ciemno i od wyjścia ciągnął przyjemny chłód. Od dwóch miesięcy tylko siedzę w tej jaskini i właściwie wyszłam tylko cztery razy, do spiżarni i nigdzie dalej. Wodę pozyskuje z deszczówki, która zatrzymuje się w wgłębieniu w skale, dość dużym i bardzo poręcznym. Przyjęta zostałam na niejaki okres próbny, cokolwiek to znaczy. Powinnam zacząć cokolwiek robić, bo mnie wywalą... Zdjęłam opatrunek z nogi i rzuciłam go w kąt jaskini. Nie chciałam go nosić, ponieważ już go nie potrzebuję. Przeszłam się w tą i z powrotem, poskakałam chwilę, porozciągałam się i nic mi nie jest! Przydałoby się trochę popływać. Nic przecież nie stało mi na przeszkodzie, aby ruszyć teraz w kierunku wodospadu. Chwilę jednak zawahałam się. Niby znałam drogę, ale podróż nocą wydawała się niebyt rozsądna. Postanowiłam więc poczekać do świtu. Położyłam się przy wyjściu, oddychając głęboko zamknęłam oczy. Odleciałam...
Słońce powoli wstawało i robiło się coraz jaśniej. Mlasnęłam głośno, starając się otworzyć oczy. Wygrzebałam się z jaskini i doczłapałam się do zejścia. Ruszyłam w stronę wodospadu, aby zamoczyć się w cudownej, chłodnej wodzie i w końcu popływać. Trzeba się kiedyś umyć... Niestety po tych dwóch miesiącach spędzonych w jaskini nie można pachnieć fiołkami. Wpakowałam swoje małe ciało do wody. Uśmiech zagościł na moim pysku podczas pływania. Wspaniałe uczucie. Zaczęłam podśpiewywać pod nosem. Położyłam się na plecach na wodzie i oglądałam kątem oka wschód słońca. Ptaki świergotały przyjemnie i dawały mi prywatny koncert. Nade mną przeleciał wróbel.
- Dzień dobry panu! - Zaśmiałam się, kierując te słowa do ptaka.
- Że jaki tam od razu pan? Aż tak stary nie jestem... - Powiedział niezadowolony, męski głos. Przez chwilę mnie wmurowało, ponieważ myślałam, że odpowiedział mi wróbel. Zdezorientowana, chciałam odepchnąć się i wstać, ale zapomniałam, że dryfuję na wodzie. Więc w ten sposób mało efektownie wpadłam do wody. Wynurzyłam się i w panice rozejrzałam. Na ścieżce stał śnieżnobiały basior, który wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. Zaczął podchodzić powoli, a ja odruchowo cofnęłam się dalej w wodę. Przy okazji zafundowałam (przez przypadek) poranny prysznic wilkowi.
- Nie, no spoko. - Burknął, otrzepując się po chwili z wody. Zanurzyłam się do oczu, tak aby móc dokładnie widzieć ruchy basiora. - Może chociaż przeprosisz? - Uniósł jedną brew, nadal się na mnie gapiąc.
- Przepraszam... - Powiedziałam z pyskiem pod wodą, zapominając o tym. Jedyne co mógł zrozumieć to coś w stylu "burblugur" przy akompaniamencie bąbelków powietrza. Wynurzyłam się więc do szyi i mruknęłam niepewnie. - Przepraszam.
Nastała niezręczna cisza, a wraz z tą ciszą ptaki przestały śpiewać. No właśnie, ptaki!
- Ja to do wróbla mówiłam. - Powiedziałam, podpływając trochę do brzegu. - Nie zauważyłam cię.
- No wiesz, trudno mnie nie zauważyć. - Przewrócił oczyma, a ja położyłam uszy wzdłuż głowy. - Masz rogi? - Zdziwił się, a mnie miał już szlag trafić. Opanowałam jednak swoje emocje przyglądając się mu uważnie. Odważyłam się nawet wyjść z wody. Okrążyłam go i mogłam już stwierdzić, że jest albinosem. - Ale fajny! - Powiedział nagle strasząc mnie, odskoczyłam w tył i wpadłam w krzaki. "Niezdara..." pomyślałam, leżąc na plecach wśród zieleni. - Ale masz długi ogon! I co to jest? Płetwa? - Spojrzał na niego, a ja uniosłam mój ogon lekko do góry, dając sygnał, aby się nie zbliżał. - Jesteś nowa? Pierwszy raz ciebie tutaj widzę.
- Nie, nie jestem nowa. Jestem tu dwa miesiące... - Po tych słowach dopiero zrozumiałam, że przecież ja tutaj prawie nikogo nie znam. Siedziałam sama, bez kontaktu z nikim, w jaskini. Po chwili zastanowienia odrzekłam. - Jestem Cess, a ty? - Wygramoliłam się z krzaków, zmuszając się na miły uśmiech.
- Valkoinen, miło mi! - Skinął lekko łbem. - Widzę, że ty też lubisz pływać.
<Valkoinen?>
Uwagi: Stawiasz zbyt wiele przecinków. Zapomniałaś dopisać imię Valkoinena na końcu opowiadania, by je dokończył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz