Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Aokigahary „Następny dzień szkolny pozbawiony najmniejszej wartości fabularnej” cz.1

Wrzesień 2020
Po porannej rutynie udałam się nad Wodopój. Za jakieś dłuższe parę chwil powinna się zacząć lekcja magii. Zdecydowałam się, że teraz przez trzy miesiące będę się pilnie uczyć, by później od razu móc znaleźć sobie wygodne stanowisko. Nie chciałam zaczynać jako atakująca czy patrol. Byłoby to ujmą na mojej godności. Dodam również, że istnieje ryzyko uszczerbku na zdrowiu w pracy. Marzyła mi się spokojna praca, najlepiej taka, w której spędzałabym więcej czasu siedząc, lub nie wychylając się z moich przyszłych czterech ścian. Kusząca jest posada bibliotekarki, pomimo tego, że nie potrafię ani czytać, ani pisać, a za samymi książkami, szczerze nie przepadam.
Z głębokich zamyśleń wyszłam w tym samym momencie, w którym dotarłam do celu. Nie licząc mnie, przy Wodopoju przebywało z jakieś pięć, sześć wilków. Nie wiem ile dokładnie, nie umiem liczyć doskonale. Podeszłam do brzegu, i patrząc w zielono-błękitne oczy rudej wadery, zaczęłam pić dużymi łykami. Gdy byłam już pewna, że tyle wystarczy, zaprzestałam, podniosłam łeb przy okazji oblizując pysk. Odwróciłam się i skierowałam się w stronę zbiórki. Odkąd Moone odeszła od watahy, a raczej stała się dorosłą waderą, byłam sama w szkole z tym przemądrzałym, białym bachorem. Z jednej strony uważałam, że trzy miesiące to za mało na nadrobienie całego materiału, a z drugiej był to za długi czas spędzony z Navri.
Westchnęłam. Nie powinnam tak dużo myśleć, jeszcze się tak namyślę, że w końcu przestanę to w ogóle robić. Kiedy myślałam o tym szczeniaku, tym bardziej się stresowałam i napinałam. Teraz, właśnie przez takie zachowanie, przeżywałam ból mięśni. Nawet nie pamiętam jak zaczęła się ta nasza nie przyjaźń. Ale nieważne.
Resztę drogi przeszłam w milczeniu, nasłuchując szumów drzew i traw. W końcu dotarłam na miejsce. Czułam się dziwnie, przychodząc niespóźniona. Na miejscu, a jakże, czekała już Navri. Ugryzłam się w wewnętrzną stronę policzka, i udając spokojną, usiadłam nieopodal „koleżanki” z klasy. Czekaliśmy tylko na Kai'ego. Nie wiem, co się ze mną stało. Co raz częściej się stresowałam. Może to z powodu braku obsady?
Moje przemyślenia przerwał nauczyciel, który wszedł do sali targając za sobą jakąś księgę. Dziś, z powodu ciężkich deszczowych chmur wiszących nad głowami, mieliśmy lekcje w środku, a nie tak jak zawsze, na zewnątrz.
- Dzień dobry, dziś przeczytam wam ważne informacje o żywiołach – powiedział zasiadając blisko nas, przy okazji posyłając ciepły uśmiech. Jęknęłam w duchu. Myślałam, że będzie coś ciekawszego… Pomyślałam. Nauczyciel spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem. Przypominając sobie, że Kai potrafi czytać w myślach, spuściłam zawstydzona głowę, ale milczałam. Basior bez zbędnych słów, otworzył książkę na którejś tam stronie i zaczął czytać. Słuchałam uważnie, ale miałam lekkie trudności ze zrozumieniem tekstu. Żaden z żywiołów, o których czytał Kai, według mnie, nie był ciekawy. Ogień jak ogień, gorący i może poparzyć, woda jest bezużyteczna, powietrze również, ziemia taka sobie, nie wiem, co by było gdyby się okazało, że mi przypisany jest któryś z tych czterech żywiołów.
Ogólnie, nie ciągnęło mnie do poznania swojego żywiołu. Świetnie sobie radzę bez niego, więc po co mi on. Byłabym wtedy ciągle przejęta poznawaniem nowych mocy, przy okazji się męcząc, a nawet brudząc. Podobno od dużego wysiłku wypada futro. A w przypadku takiego żywiołu, na przykład ognia, byłoby również ryzyko spalenia mojej przepięknej sierści. Nie mogłabym sobie na to pozwolić. Zepsułabym sobie wizerunek, być może nawet wystawiając się na pośmiewisko. Ale no dobra, koniec tego gadania.
Po tym jak nauczyciel skończył czytać o żywiole pogody, który według mnie był bardzo over power, zamknął książkę i spojrzał po swoich nielicznych uczniach.
- Na następnej lekcji będę pytać z tego, więc lepiej byście pamiętały o tym, co czytałem – ostrzegł Kai. – Zawsze możecie siebie nawzajem zapytać, jeżeli któraś z was by czegoś zapomniała. – Spojrzałam na Navri, w tym samym momencie, co ona, po czym obie odwróciłyśmy się do Kai’ego. Nasze wzroki same mówiły „Chyba Pan śni”, jednak opiekun w ogóle tego nie zauważył. – A teraz możecie iść na następną lekcję, Hitam mówił żeby powiedzieć wam, że zbiórkę macie blisko Wodospadu. – Rzekł i wstał, biorąc za sobą książkę.
Wyszłam szybkim krokiem z jaskini, przeganiając młodszą Navri i zaczęłam iść w stronę miejsca gdzie zaczną się następne lekcje. Chmury przez całą tą lekcję poczerniały, przez co teraz, patrząc na nie, miałam wrażenie, że stały się bardziej ciężkie. Patrząc w górę, nie zauważyłam przeszkody, która leżała na ziemi. Stanęłam na niej prawą przednią łapą. Poczułam jak jakieś drobne kamyczki wbijały się w moją delikatną poduszkę. Syknęłam z bólu, odskakując oraz machając obolałą kończyną. To coś w końcu odczepiło się ode mnie, spadając na ziemię i wydając charakterystyczny dla kamieni „brzdęk”.
Gdy ból się zmniejszył, z zaciekawieniem spojrzałam na sprawcę. Była to bransoleta. Ale nie jakaś zwyczajna. Przypominała mi trochę te, którą czasem można było zobaczyć u Alfy. Chwila, chwila. Słyszałam, że podobno Suzanna znalazła kiedyś Bransoletkę Życzeń. Więc, co będzie, jeżeli ją założę? Nie myśląc o tym, że mogła być to pułapka czy przeklęty przedmiot, ubrałam ją na swoją obolałą łapę, po czym pomyślałam życzenie. Chciałabym by przede mną pojawiło się jedzenie, zażyczyłam sobie z zamkniętymi oczami.
Usłyszałam przed sobą huk, taki, że aż odskoczyłam z strachu. Otworzyłam oczy i spojrzałam na… Gołębia leżącego przede mną. Drgało mu skrzydło, co świadczyło, że przed chwilą jeszcze żył. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam na zwłoki leżące przede mną. Gdy zdałam sobie sprawę, że to, co mam na łapie to prawdziwa Bransoletka Życzeń, uśmiechnęłam się nadal zszokowana. Niewiarygodne.
Gdy otrząsnęłam się z szoku, rozejrzałam się szybko na boki, po czym szybko zjadłam gołębia. Nie powiem, był smaczny, tym bardziej, że to był mój pierwszy posiłek w tym dniu. Oblizując pysk zaczęłam iść nad Wodospad, kulejąc troszkę na przednią łapę.

C.d.n

Uwagi: "Bachor" piszemy przez "ch". "Odkąd" piszemy razem i przez "d". Imię Kai'ego odmienia się ciut inaczej. Nie ma powodu by pisać "sala" lub "opiekun" wielką literą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz