Wrzesień 2020
Po porannej rutynie udałam się nad Wodopój. Za jakieś dłuższe parę chwil
powinna się zacząć lekcja magii. Zdecydowałam się, że teraz przez trzy
miesiące będę się pilnie uczyć, by później od razu móc znaleźć sobie
wygodne stanowisko. Nie chciałam zaczynać jako atakująca czy patrol.
Byłoby to ujmą na mojej godności. Dodam również, że istnieje ryzyko
uszczerbku na zdrowiu w pracy. Marzyła mi się spokojna praca, najlepiej
taka, w której spędzałabym więcej czasu siedząc, lub nie wychylając się z
moich przyszłych czterech ścian. Kusząca jest posada bibliotekarki,
pomimo tego, że nie potrafię ani czytać, ani pisać, a za samymi
książkami, szczerze nie przepadam.
Z głębokich zamyśleń wyszłam w tym samym momencie, w którym dotarłam do
celu. Nie licząc mnie, przy Wodopoju przebywało z jakieś pięć, sześć
wilków. Nie wiem ile dokładnie, nie umiem liczyć doskonale. Podeszłam do
brzegu, i patrząc w zielono-błękitne oczy rudej wadery, zaczęłam pić
dużymi łykami. Gdy byłam już pewna, że tyle wystarczy, zaprzestałam,
podniosłam łeb przy okazji oblizując pysk. Odwróciłam się i skierowałam
się w stronę zbiórki. Odkąd Moone odeszła od watahy, a raczej stała się
dorosłą waderą, byłam sama w szkole z tym przemądrzałym, białym
bachorem. Z jednej strony uważałam, że trzy miesiące to za mało na
nadrobienie całego materiału, a z drugiej był to za długi czas spędzony z
Navri.
Westchnęłam. Nie powinnam tak dużo myśleć, jeszcze się tak namyślę, że w
końcu przestanę to w ogóle robić. Kiedy myślałam o tym szczeniaku, tym
bardziej się stresowałam i napinałam. Teraz, właśnie przez takie
zachowanie, przeżywałam ból mięśni. Nawet nie pamiętam jak zaczęła się
ta nasza nie przyjaźń. Ale nieważne.
Resztę drogi przeszłam w milczeniu, nasłuchując szumów drzew i traw. W
końcu dotarłam na miejsce. Czułam się dziwnie, przychodząc niespóźniona.
Na miejscu, a jakże, czekała już Navri. Ugryzłam się w wewnętrzną
stronę policzka, i udając spokojną, usiadłam nieopodal „koleżanki” z
klasy. Czekaliśmy tylko na Kai'ego. Nie wiem, co się ze mną stało. Co raz
częściej się stresowałam. Może to z powodu braku obsady?
Moje przemyślenia przerwał nauczyciel, który wszedł do sali targając za
sobą jakąś księgę. Dziś, z powodu ciężkich deszczowych chmur wiszących
nad głowami, mieliśmy lekcje w środku, a nie tak jak zawsze, na
zewnątrz.
- Dzień dobry, dziś przeczytam wam ważne informacje o żywiołach –
powiedział zasiadając blisko nas, przy okazji posyłając ciepły uśmiech.
Jęknęłam w duchu. Myślałam, że będzie coś ciekawszego… Pomyślałam.
Nauczyciel spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem. Przypominając sobie,
że Kai potrafi czytać w myślach, spuściłam zawstydzona głowę, ale
milczałam. Basior bez zbędnych słów, otworzył książkę na którejś tam
stronie i zaczął czytać. Słuchałam uważnie, ale miałam lekkie trudności
ze zrozumieniem tekstu. Żaden z żywiołów, o których czytał Kai, według
mnie, nie był ciekawy. Ogień jak ogień, gorący i może poparzyć, woda
jest bezużyteczna, powietrze również, ziemia taka sobie, nie wiem, co by
było gdyby się okazało, że mi przypisany jest któryś z tych czterech
żywiołów.
Ogólnie, nie ciągnęło mnie do poznania swojego żywiołu. Świetnie sobie
radzę bez niego, więc po co mi on. Byłabym wtedy ciągle przejęta
poznawaniem nowych mocy, przy okazji się męcząc, a nawet brudząc.
Podobno od dużego wysiłku wypada futro. A w przypadku takiego żywiołu,
na przykład ognia, byłoby również ryzyko spalenia mojej przepięknej
sierści. Nie mogłabym sobie na to pozwolić. Zepsułabym sobie wizerunek,
być może nawet wystawiając się na pośmiewisko. Ale no dobra, koniec tego
gadania.
Po tym jak nauczyciel skończył czytać o żywiole pogody, który według
mnie był bardzo over power, zamknął książkę i spojrzał po swoich
nielicznych uczniach.
- Na następnej lekcji będę pytać z tego, więc lepiej byście pamiętały o
tym, co czytałem – ostrzegł Kai. – Zawsze możecie siebie nawzajem
zapytać, jeżeli któraś z was by czegoś zapomniała. – Spojrzałam na
Navri, w tym samym momencie, co ona, po czym obie odwróciłyśmy się do
Kai’ego. Nasze wzroki same mówiły „Chyba Pan śni”, jednak opiekun w
ogóle tego nie zauważył. – A teraz możecie iść na następną lekcję, Hitam
mówił żeby powiedzieć wam, że zbiórkę macie blisko Wodospadu. – Rzekł i
wstał, biorąc za sobą książkę.
Wyszłam szybkim krokiem z jaskini, przeganiając młodszą Navri i zaczęłam
iść w stronę miejsca gdzie zaczną się następne lekcje. Chmury przez
całą tą lekcję poczerniały, przez co teraz, patrząc na nie, miałam
wrażenie, że stały się bardziej ciężkie. Patrząc w górę, nie zauważyłam
przeszkody, która leżała na ziemi. Stanęłam na niej prawą przednią łapą.
Poczułam jak jakieś drobne kamyczki wbijały się w moją delikatną
poduszkę. Syknęłam z bólu, odskakując oraz machając obolałą kończyną. To
coś w końcu odczepiło się ode mnie, spadając na ziemię i wydając
charakterystyczny dla kamieni „brzdęk”.
Gdy ból się zmniejszył, z zaciekawieniem spojrzałam na sprawcę. Była to
bransoleta. Ale nie jakaś zwyczajna. Przypominała mi trochę te, którą
czasem można było zobaczyć u Alfy. Chwila, chwila. Słyszałam, że podobno
Suzanna znalazła kiedyś Bransoletkę Życzeń. Więc, co będzie, jeżeli ją
założę? Nie myśląc o tym, że mogła być to pułapka czy przeklęty
przedmiot, ubrałam ją na swoją obolałą łapę, po czym pomyślałam
życzenie. Chciałabym by przede mną pojawiło się jedzenie, zażyczyłam
sobie z zamkniętymi oczami.
Usłyszałam przed sobą huk, taki, że aż odskoczyłam z strachu. Otworzyłam
oczy i spojrzałam na… Gołębia leżącego przede mną. Drgało mu skrzydło,
co świadczyło, że przed chwilą jeszcze żył. Z szeroko otwartymi oczami
patrzyłam na zwłoki leżące przede mną. Gdy zdałam sobie sprawę, że to,
co mam na łapie to prawdziwa Bransoletka Życzeń, uśmiechnęłam się nadal
zszokowana. Niewiarygodne.
Gdy otrząsnęłam się z szoku, rozejrzałam się szybko na boki, po czym
szybko zjadłam gołębia. Nie powiem, był smaczny, tym bardziej, że to był
mój pierwszy posiłek w tym dniu. Oblizując pysk zaczęłam iść nad Wodospad, kulejąc troszkę na przednią łapę.
C.d.n
Uwagi: "Bachor" piszemy przez "ch". "Odkąd" piszemy razem i przez "d". Imię Kai'ego odmienia się ciut inaczej. Nie ma powodu by pisać "sala" lub "opiekun" wielką literą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz