Kwiecień 2020 r.
Kolejna nieudana próba samotnego polowania. Po nocy. Naprawdę trochę przesadzam. Nie mogę złapać nawet ryby, a uganiam się za zającem. Dysząc ciężko przeszłam z biegu do truchtu. Natrafiając na polanę, usiadłam pod drzewem. Patrzyłam w gwiazdy. Zmieniłam się w człowieka, spoglądając na fioletowy kwiat, rosnący przede mną. Jak ktoś normalny może żyć przy takiej temperaturze powietrza? A podobno to nie koniec, ma być jeszcze cieplej. Chyba przeniosę się na ten czas do Śnieżnego Lasu. Gdyby teraz tak powiał wiatr…
Jak na zawołanie zimny podmuch uderzył w mój pysk. Lodowaty wiatr wył w koronach drzew. Poczułam nagle dziwne uczucie… Świadomości? Coś wdarło się do mojej głowy, wiedza, pojawiająca się znikąd. Nagle całym moim umysłem zawładnęła jedna myśl – śmierć. Bez uprzedzenia wszystko co wokół siebie widziałam zaczęło umierać. Kwiaty więdły, drzewa próchniały, zwierzęta upadały. Śmierć. Śmierć. Śmierć.
Uchyliłam powieki. Wszystko było nietknięte. Zielona trawa błyszczała w świetle księżyca. Stado zajączków po drugiej stronie łąki szukało pożywienia. Fioletowy kwiatek przede mną lśnił od rosy.
Zmieniłam się w wilka, tym samym płosząc zające. Co to było? Może to ze mną jest coś nie tak? Dlaczego widziałam jak wszystko umiera? Gorączkowe myśli plątały się nieubłaganie. Zerknęłam na kwiatek. Podeszłam do roślinki i położyłam się przed nią. Przez resztę nocy wpatrywałam się w jej płatki, by się uspokoić. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zasnęłam po jakimś czasie.
***Kilkanaście godzin później***
Przyglądałam się bursztynowym liściom, których ogromny baldach rozpościerał się nad naszymi głowami. Podejrzewam, że wczorajsze zdarzenie było objawieniem nowej mocy. Ale pewności nie mam. Muszę poczekać na powtórkę z przedstawienia.
Wtem, zza pnia Pomarańczowego Drzewa wyłoniła się Alfa. Spojrzała na nas trudnym do określenia wzrokiem.
- Fermitate umarł! – krzyknęła donośnie. – Sprawował władzę w Watasze Magicznych Wilków przez okres około trzech lat. Niestety wilki z Watahy Czarnego Kruka w dużej mierze szybko przemijają. Ich życie jest znacznie krótsze od naszego… Pogrzeb odbędzie się jutro wieczorem. Prosiłabym o obecność. Ponadto wtedy zdecydujemy, kto ma zostać nowym samcem Alfa. Obawiam się, że nie zdołam pełnić tej funkcji sama. – na chwilę się zatrzymała. – Ponadto chciałabym wiedzieć, czy jest tu ktoś, kto zechciałby się udać do naszego mieszkania w Mieście i nieco posprzątać. Jest mocno zaniedbane…
Nastała cisza. Rozejrzałam się. Wszyscy milczeli. No jasne, część wilków w ogóle nie może się tam udać, a reszta ma mnóstwo na głowie.
- Ja się zgłaszam. – powiedziałam, patrząc na Alfę.
- Dobrze. Na dziś to koniec. Możecie się rozejść! – powiedziała Suzanna. Wilki zaczęły odchodzić, więc udałam się w stronę Miasta.
Po drodze znowu poczułam tajemniczy, lodowaty podmuch wiatru. Tym razem napadła mnie inna myśl, bardziej złożona. To będzie naprawdę nudny dzień. Nie miałam pewności, czy zdanie nie było wypowiedziane na głos. Wiatr się urwał. Jak gdyby nigdy nic ruszyłam dalej.
Wchodząc do wspólnego domu, rozglądałam się wokoło. Jednym słowem – brudno. Niewyobrażalny chlew tak kłuł w oczy, że niemal od razu rzuciłam się po szczotkę do zamiatania. Naprawdę, można było tu częściej sprzątać.
***
Wycierałam właśnie kurz na lodówce, gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Wyjrzałam z kuchni, by zobaczyć kto to. Do domu weszła Allive i Suzanna.
- Dzień dobry! – powiedziałam.
- Dzień dobry! Przyszłyśmy sprawdzić czy nie potrzebujesz pomocy. – odparła Allive.
- No… Przydałoby się. Trzeba jeszcze opielić i podlać ogródek, zamieść w sypialniach i wyrzucić śmieci. Nawet nie chce myśleć ile już mają. Śmierdzą jak spocony słoń! – zaśmiałam się.
- A więc, wezmę na siebie to zadanie. Żegnajcie! – powiedziała Allive, śmiejąc się.
- Żegnaj! – odpowiedziałam, udając smutek.
- Pójdę zamieść. – Mruknęła Alfa. Chyba nie ma zbyt dobrego humoru. Pewnie z powodu śmierci Fermitate. No tak, ja też powinnam być żałobnym nastroju.
Po skończonej robocie, poszłam powłóczyć się trochę po Mieście. Udałam się w stronę centralnego parku. Po drodze nie spotkałam nic interesującego – ludzie, domy, sklepy… Sklepy. Strasznie mi żal, że nie mogę nic kupić. Wchodząc do parku, zauważyłam znajomą twarz. Nikt inny, jak Artur, we własnej osobie. Śledzi mnie czy co?
Natychmiast zawróciłam, ale oczywiście musiał mnie zauważyć i zaczepić.
- Dzień dobry! – powiedział wścibski człek.
- Dzień dobry. – odparłam.
+++Pół godziny później+++
Oczywiście, zamiast powiedzieć po prostu, że nie mam czasu rozmawiać, przez ponad dwadzieścia minut męczyłam się rozmową. W końcu udało mi się wymknąć. Było już późno, więc wróciłam do watahy. Przechodząc przez Wrzosową Łąkę omal się nie przewróciłam, przez silny zapach kwitnących kwiatów. Był piękny… ale taki mdlący.
Był późny wieczór. Wchodząc do swojej jaskini, mimo prowizorycznego umeblowania, cały czas czegoś tu brakowało. Mój dom ział pustką. Ale czemu? Czego mi tu brakuje?
- Rodziny. - Szeptem odpowiedziałam na myśl. Na to, niestety nic nie poradzę. Moja rodzina znajduje się wiele kilometrów na północ stąd.
Położyłam się na posłaniu. Znowu gapiłam się bezcelowo w sufit. Jutro muszę iść na zbiórkę, na polowanie i do ludzkiej pracy. Trochę tego jest... Powoli zamknęłam oczy.
+++Następnego dnia, wczesnym wieczorem+++
Wyszłam ze szpitala w wyjątkowo złym humorze. Sprzątanie łazienek nie jest przyjemnym zajęciem, nawet wtedy, gdy trzy małe smarkacze nie robią mi ciągle psikusów. Żebym tylko nie zaczęła zrzędzić jak stara woźna.
Wybiegłam z miasta. Wykonałam długi skok, jednocześnie zmieniając się w wilka. Muszę biec na pogrzeb Fermitate... Nie muszę nawet udawać żałobnego nastroju. Znowu napadła mnie szara obojętność.
Wbiegłam truchtem na Cmentarz. Czułam się jakoś niewyraźnie. Dopiero po chwili zauważyłam, że przyszłam jako jedna z pierwszych. Spojrzałam na wilki. Było ich może... pięć. Trochę poczekamy.
<Suzanna?>
Uwagi: Brak daty i dopisku na końcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz