WIOSNA 2018
Cisza, która panowała w tej jaskini, nie była przytłaczająca –
przerywały ją tylko oddechy przesiadujących w niej wilków (to jest mnie i
Dantego) oraz moje głuche prośby o przyprowadzenie do mnie Kai'a.
Potrzebowałam go, i to bardzo. Jak to określić? Zżerał mnie od środka
niepokój i żałosne poczucie winy, że jeśli coś mu się stało, to z mojego
powodu.– On tu przyjdzie? – spytałam cicho, mając nadzieję na twierdzącą odpowiedź.
– Ja ci nie podam na to pytanie odpowiedzi. – odrzekł pilnujący mnie basior z cieniem... współczucia? w głosie.
Podrapałam swój brudny pysk, czując, jak zdzieram z siebie kolejne warstwy naskórka.
– Pozostaje ci czekać. – usłyszałam tylko.
***
Przyciszone głosy dały mi wyraźnie znać, że ktoś się zbliżał do jaskini,
w której gniłam. Mój otępiały wzrok z trudem skupił się na postaci
basiora (całe szczęście, na tyle mój węch był sprawny), który zbliżał
się do mnie powoli, także próbując dojrzeć moje rysy. Zapach się
nasilił, ale ja mu nie uwierzyłam – całą swoją uwagę skierowałam na
pysk. To rozwiało wszystkie moje wątpliwości.– Kai? – moje oczy, jak podejrzewam, były wielkości spodków. Zachowywałam się tak, jakbym go widziała pierwszy raz w życiu, ale mój umysł nie umiał przetworzyć żadnych informacji na jego temat. W moich myślach pojawiły się miesiące spędzone na poszukiwaniach, stopniowa utrata nadziei, a później beznadziejna tułaczka, która do tego stopnia zniszczyła moje ciało.
A on stanął przede mną, dokładnie taki, jakim go zapamiętałam – może tylko nieco starszy. Nie wiedziałam, co miałam mu powiedzieć. Co mogłam mu powiedzieć.
– Sierra... Minęło tyle czasu... Gdzie... – głos basiora delikatnie drżał, zdradzając, że on też nie czuł się do końca pewnie w tej sytuacji.
Chyba każde z nas myślało, że to drugie jest martwe.
– Ty stary durniu, nie wiesz, że to może być moja prywatna sprawa? – prychnęłam, patrząc na niego z ukosa. To, że mnie nie było przez tak długi okres czasu, nie oznacza, że teraz nagle stanę się wylewną idiotką.
– Wiem i rozumiem. – usłyszałam odpowiedź.
– Kim jest dla nas... ta wadera? – zapytał jakiś nieznany mi wilk. Biła od niego powaga, pewna wyższość i gracja. Nie chciałam nawet wiedzieć, kim on był. Zrozumiałam tylko tyle, że wtrącił się w sam środek stosunkowo prywatnej konwersacji, w której nie przeszkadzała mi nawet obecność Dantego.
– To Sierra. Nie stanowi zagrożenia. Kilka miesięcy temu należała do watahy. Była moją przyjaciółką.
Na te słowa Kai'ego przyjemne ciepło zalało mi serce. On mnie wspiera przed tym... kimś, kimkolwiek on był.
– Zgaduję, że przybyła tutaj, aby ponownie dołączyć?
Jak rzadko, nie potrafiłam odnaleźć sensownej odpowiedzi na to pytanie. W tej chwili nie byłam pewna niczego, a tym bardziej tego, czy powrót tutaj jest na pewno dobrym pomysłem. Niezdecydowanie przytłaczało mnie, szczególnie kiedy byłam stawiana przed takim wyborem. Możecie się że mnie śmiać, ale ta odpowiedź kosztowała mnie sporo wysiłku.
– Tak. Chcę wrócić.
– W takim razie trafiasz na okres próbny. Mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze czuć. – wilk który, jak się domyślałam, był Alfą, posłał mi pogodny uśmiech i opuścił pewnym krokiem jaskinię. Za nim pobiegł Dante. W sumie nie musiał już mnie pilnować, więc jego zniknięcie było logiczne.
– Czyżbyś właśnie w ten sposób trafiła pod moje skrzydła na najbliższe kilka tygodni? – głos Kai'ego przerwał krępującą ciszę.
– Nie masz skrzydeł.
– Tak się tylko mówi...
– Przecież wiem! – prychnęłam. Chyba będę musiała go ponownie przyzwyczaić do moich typowych odpowiedzi.
Po tych słowach wstałam, co z kolei spowodowało falę bólu w moim wychudzonym ciele. Wysunęłam się ostrożnie z cienia, testując wytrzymałość własnych mięśni.
– Może... najpierw wybierzemy się nad Wodospad? – ostrożne pytanie spotkało się z brakiem reakcji z mojej strony. Bardziej pochłonęło mnie dociągnięcie samej siebie do wyjścia z jaskini. Zastanawiało mnie, co to wszystko miało znaczyć. Co się wydarzyło, kiedy mnie nie było, co się wydarzyło, kiedy Kai zniknął? Jak to wszystko się stało? Co do tego doprowadziło?
Na te pytania zapewne nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Moje myśli błądziły po odległych zakamarkach umysłu, próbując odnaleźć logiczne wyjaśnienia dla tego, co spotkało zarówno mnie, jak i Kai'a.
Mimo tego wszystkiego, szłam w kierunku, który wyznaczył Kai – szedł za mną w ciszy, którą przerwał po chwili;
– Mam cię pilnować, abyś nie zasłabła i się nie utopiła, czy może czekać trochę dalej?
– Prędzej to ty byś się utopił, próbując mnie ratować. Ewentualnie roztrzaskałabym twój łeb o najbliższe drzewo, w razie jakbyś mnie podglądał. – oznajmiłam bezceremonialnie w odpowiedzi.
Wilcze oblicze mojego towarzystwa ozdobił wredny uśmieszek.
– Podglądał? I tak wszystkie wilki chodzą nago nawet na co dzień, więc jaką to by zrobiło różnicę?
Wydałam z siebie dźwięk, który był czymś pomiędzy prychnięciem, kichnięciem, kaszlnięciem, syknięciem i jęknięciem. Nigdy nie przyznam mu racji, nie będzie miał tej satysfakcji!
– Stary zboczeniec. – powiedziałam tylko.
A on zaczął się śmiać! Trzeba przyznać, że zaskoczyło mnie to, bo nie do końca załapałam powód jego rozbawienia.
– No i jesteśmy na miejscu. To ty wskakuj, dokładnie się wypucuj, a ja w razie czego będę kilkanaście metrów stąd. Jakby co, krzycz. – zostawił mnie nad sadzawką z niezadowoleniem wymalowanym na pysku.
Nie muszę chyba mówić, że jako wadera, z radością wsunęła się do rześkie wody. Przyznaję się, że taplałam się w wodzie jak małe dziecko, z pewnym niepokojem obserwując, jak spod warstwy błota wyłaniał się mizerny obraz mnie.
Może to wszystko trwało za długo? Nie mam pojęcia, ale kiedy do miejsca mojej kąpieli wpadł niezidentyfikowany stwór, wystraszyłam się nie na żarty. Fala popchnęła mnie na brzeg i wyrzuciła w zarośla. Słyszałam wrzaski i odgłosy szarpaniny, ale kiedy spojrzałam ponownie na jezioro, zatkało mnie.
Kai w tej chwili zamordował wyrośniętego potwora. Strasznego, przerażającego, wstaw tu inny synonim tych słów. Teraz wykrzykiwał w rozpaczy moje imię, po raz pierwszy, drugi...
Wysuwając się zza mojego "schronienia", spytałam z przerażeniem:
– To dwelling? – nie byłam wstanie wydusić z siebie nic więcej, podbiegłam tylko bliżej.
– Oszalałeś? Żaden zdrowy na umyśle wilk by nie atakował takiego stwora w pojedynkę!
– Nie chciałem, aby stała ci się krzywda...
Naprawdę? On się o mnie troszczy... do tego stopnia? Jego słowa wzbudziły we mnie chęć przytulenia go, ale zarazem poczułam potrzebę stwierdzenia:
– Tobie tym bardziej mogła stać się krzywda. – mój głos ukazywał więcej emocji, niż powinien. Nie przejmowałam się tym jednak, roztrzęsiona tym, co przed chwilą miała miejsce.
– Miałem mniejsze szanse na poniesienie w tym strat, a poza tym, to chyba normalne, że troszczę się o życie moich przyjaciół.
Tym razem nie hamowałem się. Przytruchtałam do Kai'ego i wtuliła w niego pysk, wdychając jego zapach.
– Dziękuję. – wydyszałam chrapliwie, nie oczekując nawet na jego reakcję.
<Kai? Wiem, że napisałam bardzo dużo akcji dodatkowej :')>
Uwagi: "zostawił mnie nad sadzawką z niezadowoleniem wymalowanym na pysku." - tu chyba schrzaniłaś szyk zdania, bo wyszło na to, że sadzawka miała niezadowolony wyraz pyska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz