wrzesień
2020
W
końcu nadszedł ten dzień. Wymarzony przez uczniów - koniec
szkoły. Stałam się już na tyle starsza, że zakończyłam
podstawową naukę i weszłam w dorosłość. Wiązało się to też
z innymi obowiązkami.
Mój
przyjaciel Winteren nie powrócił, coś się z nim stało? Może
uciekł, albo go wyrzucili? Nie wiem, jednak brakowało mi go. Zawsze
szedł przy mnie, śmialiśmy się razem.
Myśląc
tak o tym przypomniało mi się, że powinnam iść do Alfy załatwić
sobie jakieś stanowisko, oczywiście i tak musiało coś odwrócić
moją uwagę. Zauważyłam barwnego ptaka o jaskrawych kolorach.
Wyglądał on nietypowo. Spostrzeżony odleciał, a ja polecałam za
nim rozwijając swoje skrzydła, które urosły stając się większe
i silniejsze. Czułam jednak w głębi serca że to niezbyt dobra
decyzja lecieć za nim.
Wyrzuciłam
tę myśl z siebie i wzbiłam się w powietrze tworząc podmuch
wiatru tworzący kołysanie się trawy. Leciałam tuż za nim,
wydawał z siebie dziwne dźwięki w ogóle nie przypominające śpiew
ptaków. Po jakimś czasie stworzenie gwałtownie obniżyło lot.
Ciągnęło mnie coś, żeby za nim polecieć.
-
Hello my dear... - odezwał się czyjś głos, a ja z niego nic nie
zrozumiałam prócz hello, które brzmiało podobnie do hej.
Wpadłam
w liście drzew, które zamortyzowały mój upadek. Właśnie,
upadek. Nagle coś zablokowało mi skrzydła i nie mogłam nimi
poruszać co skutkowało zaprzestaniem lotu. Po chwili ponownie
miałam w nich czucie. Zeskoczyłam na ziemię, było tam ciemno.
Żaden promyk słońca nie przedostawał się przez liście.
-
My lovley wolf. - rzekł ponownie czyjś głos.
Kręciłam
się w kółko mając nadzieję, że kogoś zobaczę. Minęła
chwila, aż poczułam na sobie dotyk czegoś. Nie umiałam opisać
jakie to było w dotyku, lecz mogę powiedzieć, że wyglądało to
jak czarny bardzo gęsty dym, który powoli osuwał się po moich
łapach. Przestraszyłam się i próbowałam uciec odlatując
stamtąd, ale nie miałam wystarczających sił, bo ta "ciemność"
zabierała mi energię.
Chciało
to coś już mnie całkowicie pochłonąć, ale udało mi się wyrwać
z jego macek. Kosztowało mnie to dużo wysiłku, dlatego biegłam
trochę wolniej w kierunku powykrzywianych drzew. Biegłam przed
siebie, nie wiedziałam nawet gdzie, aż w końcu znalazłam
światełko w tunelu. Zwiększyłam tempo i zatrzymałam się przy
wyjściu z lasu.
Stanęłam
jak wryta. Znałam to miejsce. Widziałam je dwa razy w szczenięcych
latach. Wpatrywałam się w wielki dół zakrwawiony krwią moich
przodków, nawiedzony nienawiścią i rządzą władzy. Wiedziałam,
że mógł to być on i że nie ucieknę przed nim nigdy, ale czym
później to się stanie, będzie lepiej dla innych. Obejrzałam się
za siebie i spostrzegłam już ciemność idącą po mnie. Zobaczyłam
w niej oczy i usłyszałam głuchy śmiech. Pobiegłam przed siebie i
poleciałam.
Zatrzymałam
się przy jaskiniach, gdzie mogłam spotkać przywódczynię.
Początkowo musiałam ominąć parę innych jaskiń, żeby znaleźć
tą właściwą.
-
Witaj, Moone. - powiedział Dante widząc mnie przed ich jaskinią.
Już
dawno do nich nie zaglądałam, ciekawe jak tam Navri, pewnie już
coś podrosła.
-
Witam, co tam słychać? - przywitałam się, po czym spojrzałam za
siebie słysząc jakiś dźwięk.
-
Wszystko w porządku, a gdzie idziesz?
-
A idę załatwić sobie jakieś stanowisko, w końcu jestem już w
takim wieku że mogę jakiś wybrać.
-
Z takim wykształceniem jakie chciałabyś mieć? - spytał z
uśmiechem na pysku.
Porozmawiałam
jeszcze trochę po czym ruszyłam dalej. Do Alfy miałam już
niedaleko, wystarczyło przejść obok trzech większych jaskiń,
które i tak nie były większe od jaskiń przywódców.
Będąc
już przed jamą, napotkałam tam Shena. Wydoroślał, zapewne stał
się też silniejszy, dlatego zadzieranie z nim było już mniej
zabawne.
-
O, witaj, moja niedroga. - powiedział basior od razu kiedy mnie
zauważył.
Wzrostem
nawet mi dorównywał, bo byłam dość wysokim wilkiem. Rozłożyłam
skrzydła, żeby pokazać, że ja nie jestem gorsza od niego, jak to
zawsze próbował mi okazać.
-
Oooh... wilczkowi skrzydełka urosły? Haha, żałosna jesteś. -
odpowiedział, mówiąc jak do szczeniaka.
Nie
dość, że drażnił mnie swoją obecnością, to dodatkowo jeszcze
musiał coś komentować.
-
Może już wydoroślejesz? Przydałoby się, a teraz spadaj stąd. -
odpowiedziałam stanowczo próbując udawać opanowaną.
-
Co się tu dzieje? - spytała Alfa, wychodząc z jaskini. - Dlaczego
sobie nadal dogadujecie?
Od
tych słów zapanowała cisza. Nikt nie chciał się do niczego
przyznać. W końcu ja spytałam się Suzanny czy mogę z nią coś
załatwić na osobności. Zgodziła się po czym zaprosiła mnie do
swojej jaskini. Była bardzo duża i obszerna, największa w tej
watasze. Dziwię się tylko tego, że nie przygarnie do niej wilków z
Watahy Czarnego Kruka. Nawet wilkom z naszej watahy brakuje jaskiń!
-
No więc w jakiej sprawie do mnie przyszłaś. - zapytała Alfa.
- Chciałabym załatwić sobie jakieś stanowisko, bo jak wiesz, ukończyłam szkołę.
- A jakie sobie wybrałaś? Przypominam, że możesz mieć dwa.
- Chciałabym pełnić funkcję patrolu nadziemnego oraz mordercy.
Suzanna spoglądnęła na mnie mówiąc, że z takim wykształceniem nie wie co zrobić. Jednak po chwili rozmyślania zgodziła się, bo brakowało trochę wilków w patrolu, dlatego podziękowałam i wyszłam zadowolona.
Nastała już noc, zrobiło się troszeczkę chłodniej. Położyłam się gdziekolwiek, żeby odpocząć po ciężkim dniu.
Uwagi: Pilnuj formatowania - porządnie się zepsuło. "Znaleźć" piszemy przez "ć". Nie "miejąc" tylko "mając". Nie "te miejsce", tylko "to miejsce". Powtórzenia! Popełniasz sporo błędów składniowych, a także... logicznych. Ale o co chodzi pisałam już na Skype, więc nie będę się powtarzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz