Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

sobota, 9 września 2017

Od Navri "Świszczą lasy zielone..." cz. 4 (cd. Manahane)

Opowiadanie wchodzi w skład sztafety.

Sierpień 2020 r.
Miałam przyjść do nauczyciela eliksirów by wyjaśnił mi od nowa skład i wykonanie eliksiru na jad mantykory, więc postąpiłam według jego słowa. Okazało się jednak, że nie miał wszystkich ziół, więc wyruszyliśmy czym prędzej ku Wodopojowi. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Nie skupiałam się za bardzo na tym, o czym po dotarciu do celu rozmawiał basior z młodszymi znajomymi z watahy, lecz wciąż zbyt starymi jak na mnie, bym utrzymywała z nimi kontakt. Obserwowałam je kiedy tylko mogłam, by jak najlepiej zapamiętać ich pyski. Jednocześnie poszukiwałam czegoś na wzór szczypiorku, jak to określił nauczyciel. W końcu odsłoniłam za pomocą nosa wysoką trawę, by ujrzeć coś, co faktycznie wyglądało jak ta roślina, tylko że dużo ode mnie wyższa. Już miałam obrócić się ku starcowi, by mu przekazać wieść o znalezisku, ale moje ucho wyłapało dość interesującą konwersację.
- Nie uczono w moich stronach wiele o ziołach, a sam pan przed chwilą przyznał, że zapasów jest mało. Może dołączyłybyśmy się do pomocy w dalszym gromadzeniu? - zapytała ta o gęstym futrze.
- Wszelka pomoc jest wskazana - odparł Kai - Lecz nie gwarantuję, że zdobycie wszystkich ziół będzie łatwe lub nawet możliwe. Żeby nie było, że wracacie z pustymi łapami, możemy się na końcu równo podzielić.
- Co wy na to, kompania? - zapytała pogodnie ta o kolorowych włosach.
- Czemu nie - odparła pierwsza.
- Wyśmienicie. Możemy się spotkać jutro rano, przy Kamieniu pod Górą. To głaz tuż przy ścieżce prowadzącej w kierunku szczytu. Bliżej jednak znajduje się ścieżynki ku jaskiniom mieszkalnym. To właśnie tam Alfa przemawiała gdy miało się odbyć nieplanowane wcześniej zebranie. Gdy sytuacja była wyjątkowo ciężka.
Przyswoiłam sobie te wszystkie informacje, a następnie zdecydowałam o wtrąceniu się do rozmowy.
- Ja też mogę się dołączyć? - Widząc drobne zagubienie w oczach nauczyciela, skinęłam głową ku krzakom. - I znalazłam ten szczypiorek.
Myślał jeszcze chwilkę, po czym z zwyczajnym dla siebie uśmiechem oznajmił:
- O ile tata ci pozwoli i dasz się zwolnić z jutrzejszych zajęć.
- Mogłabym zapytać o zgodę twojego tatę - Zagaiła ta z puszystym futrem. Nie podobał mi się jej ton głosu. Jakby zwracała się do małego szczenięcia. Wzdrygnęłam się. - Dzisiaj spotkam go podczas polowania.
- No dobrze - Wzruszyłam ramionami, siląc się na obojętność. Nikt nie musiał mnie przecież wyręczać.
- W takim razie ustalone - oznajmiła wadera, która była o zaledwie jedną łapę ode mnie wyższa.
- A więc do jutra! - oznajmił stary basior.
- Do widzenia! - odpowiedziały chórem wadery, po czym wybuchnęły wesołym śmiechem. Wzdłuż mojego grzbietu przeszły ciarki, a futro nieznacznie się zjeżyło. A więc się przyjaźniły. Wybornie. Zapowiada się wyśmienite wyjście. Sądziłam, że dorośli mają bardziej wyszukane zajęcia od wzajemnego dokazywania sobie - pomyślałam, patrząc jak rozbawione samice oddalały się od Wodopoju. Miałam w końcu nadzieję na dowiedzenie się czegoś nowego, a nie wysłuchiwać podczas ważnej dla mnie ekspedycji śmiechów jakichś członkiń watahy. Czy to źle, że irytują mnie wszelkie przyjaźnie?
Nawet nie zauważyłam, gdy nauczyciel się zbliżył.
- Tak, to rzeczywiście jest to, czego poszukujemy. Czy pamiętasz, co jeszcze miałaś odnaleźć?
- Duże rozłożyste liście o błyszczącej powierzchni, a pod spodem całkiem turkusowe oraz liście herbaciane - wyrecytowałam bez zająknięcia.
- Wspaniale. W takim razie pozbieraj to, co już znalazłaś, odłóż na bok, na kamienie, a dopiero później zabierz się za poszukiwania pozostałych składników.
Powoli skinęłam głową i wróciłam do pracy.
***
Kiedy wróciłam do jaskini mojej i taty, byłam bardziej zmęczona, niż początkowo sądziłam. Natychmiast potruchtałam do tego zakątka, gdzie zwykle kładłam się spać i zwinęłam się w kulkę.
- Hej, nie tak prędko - zaśmiał się tata, podnosząc wzrok znad książki, którą zawzięcie studiował. Dopiero dostrzegając to, zainteresowana podniosłam głowę.
- Co robisz?
- Powiem dopiero, jak dowiem się, co dzisiaj porabiałaś.
Westchnęłam i z niechęcią zaczęłam swój wywód:
- Najpierw lekcje, trochę użerania się Aoki...
- Wciąż się z nią kłócisz?
To zamknęło mi usta.
- Musisz sobie znaleźć jakąś koleżankę. Tori już poszukuje stanowiska, Shen z tego co mi wiadomo również... Jest ktoś prócz nich jeszcze?
- Sakura - odpowiedziałam niechętnie.
- Więc możesz z niej zrobić sobie koleżankę. Zagadaj. Może okaże się być fajna.
Zmarszczyłam nos. Była tak samo ułomna, jak pozostałe wadery, z którymi miałam kontakt. Prócz Torance. Ona im dłużej przy mnie przebywała, tym większe chęci do nauki wykazywała. Lubiła się jednak bawić z Shenem, co zwykle obserwowałam z niesmakiem z jednej z nasłonecznionych skał.
- Wolę jednak nie. Poczekam na kogoś... inteligentnego.
- Skoro tak mówisz... - odpowiedział, choć widziałam, że niezbyt chętnie przyznaje mi moją rację. Po chwili jednak znowu w jego oczach pojawił się ten błysk, po czym nachylił się i szeptem zapytał:
- A co z tym Wii'm?
- Nic, a co ma być?
- Pasujecie do siebie - Tata do mnie mrugnął porozumiewawczo. Prychnęłam i ukryłam pyszczek w ogonie.
- Teraz to już sobie żartujesz, tato. Chcę spać.
- No dobrze, już dobrze - Roześmiał się - Już nie przeszkadzam.
Na szczęście dotrzymał słowa, a ja mogłam bez przeszkód zasnąć.
***
Obudził mnie, robiąc niemiłosierny hałas. Musiał się znowu o coś potknąć. Jeszcze na wpół śpiąc zmarszczyłam nos, po czym dźwignęłam się na łapy i popatrzyłam na tatę, który pospiesznie układał kolekcję srebrnych misek mamy na miejsce. Nigdy nie potrafił postawić tego tak, by prędzej czy później nie zahaczyć o to łapą. Miał chyba jeszcze gorszą koordynację ruchową niż ja.
Widząc, że już nie śpię, obrócił się i uśmiechnął szeroko, ukazując swoje równe, białe zęby.
- To co? Dziś wyruszasz na przygodę!
Zerknęłam ku wyjściu z jaskini. Rzeczywiście już świtało.
- Racja - odpowiedziałam.
- Musisz zjeść coś na drogę - pouczył sztucznie groźnym, rodzicielskim tonem, więc z westchnieniem wybrałam się wraz z tatą do spiżarni by zabrać sobie jakiegoś większego zająca, którego zjemy na spółkę w ramach śniadania. Następnie nie chcąc tracić czasu przybiegłam na umówione miejsce. Przy Kamieniu stał już Kai, wadera o puszystym futrze oraz... Marszcząc brwi zbliżyłam się, by upewnić się, że ową statyczną i bardzo smukłą sylwetką była Yuki, moja nauczycielka polowań. Miałam z nią na pieńku. Spojrzała na mnie pogardliwie, lecz nie powiedziała ani słowa. Coraz mniej podobała mi się ta wyprawa.
- Dzień dobry - mruknęłam cicho, zbliżając się w stronę jedynego obecnego tutaj basiora. Patrzyłam wciąż na swoją nauczycielkę podejrzliwym spojrzeniem.
- Dzień dobry - odparł swobodnym tonem.
- Cześć - rzekła z kolei wadera, obracając głowę w bok. Zbliżała się jedna z jej towarzyszek. Ja z kolei siadłam tuż za bokiem Kai'ego, by zza niego bacznie obserwować każdą z przybyłych samic. Każda się witała. Wszystkie (prócz Yuki) zdawały się mieć dobry humor.
- Wygląda na to, że mamy komplet - oznajmił mój nauczyciel, gdy przywędrowała wadera, która została nazwana przez tę z kolorowymi włosami jako "Mana". - Wszystkie jesteście gotowe na całodniową przeprawę po terenach watahy i bolące łapy?
Wszystkie skinęłyśmy głowami. Basior wyglądał na ukontentowanego. Wstał i skierował się ku Zielonemu Lasowi.
- Najpierw chciałbym zebrać trochę wodnych muchołówek, następnie lilii malowniczej, Mrocznego Płomienia... - Wyliczał, a ja wiernie truchtałam u jego boku. Chłonęłam każde wypowiedziane przez niego słowo. Starałam się zapamiętać jak najwięcej nazw.
- Chciałabym zobaczyć ten cały dzwoneczek słońca - stwierdziła w pewnym momencie wadera o kolorowej grzywce.
- Czemu by nie spróbować go odnaleźć - Zaśmiał się basior. Czyli i on nie stronił od przyjaznych pogawędek z resztą członków wyprawy. Wzdrygnęłam się. Jak na ironię tylko ja i Yuko zdawałyśmy się nie mieć zbyt wiele do powiedzenia. Tak właściwie, to teraz truchtała po mojej lewej stronie. Zdawała się być zbyt pogrążona w myślach, by zauważyć, jak blisko jest znienawidzonej przez siebie uczennicy.

<Manahane?>

Uwagi: Brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz