Maj 2020 r.
Stoję w bliżej nieokreślonym miejscu. Otacza mnie gęsta mgła. Dostrzegam
zarysy jaskini, z których wychylają się wilki. Patrzą na mnie spode
łba, niektóre podchodzą, szczerząc kły. Cofam się, ale powarkiwania
dobiegają z każdej strony. Zaczynam biec na oślep, co chwila zderzając
się z wilkami. Rozpoczęły pogoń.
Nagle wszystko się ucisza. Nagonka znika, a mgła wydaje się już tak
gęsta, że można by kroić ją nożem. Nieprzenikniona cisza zdaje się
wrzeszczeć w niebogłosy. Powoli ruszam na drżących łapach, w losową
stronę. Zatrzymałam się, a obraz zamazał się i zaczął jakby drżeć.
Słyszę dziwny dźwięk, stający się coraz głośniejszy. Zza zakrętu
wyskakuje czarna postać. Ruszyła w moją stronę. Próbuję uciekać, ale nie
jestem w stanie. Nagle znika... I pojawia się tuż przede mną.
Zerwałam się z posłania. Mój oddech był bardzo przyspieszony. Od dawna
nie miewałam koszmarów, więc ten wyjątkowo mnie przeraził. Zmieniłam się
w człowieka. Dotknęłam dłońmi czoła. Było rozpalone. Chyba mam
gorączkę.
Wstałam. Zakręciło mi się w głowie. Dalej w ludzkiej postaci, ruszyłam
nad Wodospad. Docierając na miejsce, znowu poczułam zawroty głowy i…
wpadłam do wody. Wynurzyłam się dopiero po chwili. Ciepły strumień był
bardzo przyjemny, gdy pływałam w nim jako człowiek. Wyczołgałam się na
brzeg i zmieniłam się w wilka. Przez kilka minut czyściłam sierść, a
muszę przyznać, że ostatnio tego nie robiłam.
Powoli szłam na zbiórkę. Ciągle kręciło mi się w głowie. Dzisiaj
ponownie odbywała się na Wrzosowej Łące. Gorąco było nie do zniesienia.
Ciężko dysząc, dołączyłam do reszty. Patrzyli na mnie jak na wariatkę (z
trzema wyjątkami), ale niezbyt się tym przejmowałam. Stanęłam obok
Manahane.
- Możemy zaczynać. – powiedziała Alfa. – W szeregu zbiórka!
Wykonaliśmy rozkaz.
- Dzisiaj rozpoczniemy trening szybkościowy i wytrzymałościowy. Na
początek będziecie biec przez Zielony Las, w stronę Rzeki Przyjaźni. Jak
dotrzecie do Plaży, wrócicie tu. Bez żadnego skracania drogi!
Zeszła nam z drogi.
- Gotowi? Start! – Yuko i Kai wystrzelili na prowadzenie. Reszta została
z tyłu. Biegłam z Maną na samym końcu, ciągle odczuwając ból głowy.
Mimo to biegłam łeb w łeb z szarą waderą.
- Cześć. – Rzuciłam w biegu.
- Hej. – Odparła, przyspieszając.
Dalej biegłyśmy już bez słów. Otaczała nas szmaragdowozielona aura,
odbijanego przez liście światła. Do moich uszu dobiegały odgłosy Lasu, w
tym dziwny ryk. Lekko zaniepokojona, wybiegłam zza zasłony drzew,
wpadając na małą, upstrzoną żółtymi i fioletowymi kwiatkami, polankę.
Zatrzymałam się, wpatrując się w niesamowity widok i wyłapując wspaniałe
zapachy.
- Leah! Coś się stało? - usłyszałam, że Mana zawraca. Chwile jeszcze patrzyłam na kwiaty.
- Tak... Trochę się zapatrzyłam.- Nieco stropiona podbiegłam do przyjaciółki.
Dobiegłyśmy do Rzeki Przyjaźni.
- Potem ci coś tu pokaże. - mruknęłam do Hane. - Parę miesięcy temu to odkryłam.
W biegu obserwowałam fale i małe wiry. Woda lśniła w promieniach wschodzącego słońca. Uśmiechęłam się w duchu.
Nieco zdyszane, dotarłyśmy do plaży. Przystanęłam nad wodą zbierając
siły. Bieg był długi i wyczerpujący, przynajmniej dla mnie. Mana dała
znak do biegu. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam za nią.
- Na dzisiaj to tyle, ale jutro już nie będzie tak łatwo. - Powiedziała
Alfa. - Spotkamy się również tutaj. Możecie się rozejść.
Z westchnieniem ulgi skierowałam się w stronę jaskiń. Razem z Manahane poszłam na śniadanie.
***
- Po prawej! Szybko, szybko! - Krzyknął Dante. Trwało właśnie polowanie na górskie kozice. Byłam bardzo podekscytowana.
Skoczyłam w podanym przez Dannego kierunku. Zwierzę było bardzo szybkie i
zwinne, w pojedynkę nie miałabym żadnych szans. Normalny sposób
polowania diabli wzięli, kozica nas zwęszyła. Zauważyłam, że stworzenie
wskoczyło na półkę skalną, tym samym przedłużając sobie drogę. Droga,
którą wybrała prowadziła naokoło. Bez namysłu skoczyłam w stronę
zakrętu, za którym, jak przypuszczałam, była dolinka, na którą wypadała
ścieżka. Wpadłam jednak na ścianę. Bez namysłu wspięłam się po stromych
występach. Wkrótce potem, zeskoczyłam na skarpę, po drugiej stronie.
Dokładnie siedem sekund potem z małego wzniesienia, zgrabnie zeskoczyła
kozica. Instynktownie zagrodziłam jej drogę. Zdezorientowane zwierzę
odskoczyło w tył, tym samym wpadając prosto w łapy Yuki. Prędko się z
nią rozprawiła.
- Już tak późno? - mruknęłam do siebie, patrząc na chylące się ku
zachodowi słońce. Całe popołudnie zmarnowane na tego zwierzaka?
Yuki tylko mruknęła pod nosem coś, co zabrzmiało jak przekleństwo i
przeteleportowała się z kozicą do watahy. Dante poszedł w kierunku
wcześniej upolowanych trzech saren. Z westchnieniem podążyłam w tym
samym kierunku.
***
Siedząc w swojej jaskini zmagałam się z bólem głowy. Chcąc o nim
zapomnieć, sięgnęłam po niedawno wypożyczony słownik. Przez następne
trzy godziny, powtarzałam niektóre słowa, tworząc nic nie znaczące
zdania, co chwila orientując się, że pomyliłam czas przeszły z
teraźniejszym czy zapomniałam, jak brzmi odpowiednia forma czasownika.
Mimo to, końcowy efekt bardzo mnie zadowolił.
Odłożyłam książkę na miejsce, coś jednak nie pozwalało mi ustawić jej
tak, by nie wypadła. Odsunęłam inne tomy i zaczęłam szukać wzrokiem
blokady. Dziwne... Co tam robi nóż?
Wzięłam narzędzie i przyjrzałam mu się bliżej, zastanawiając się, co tu
robi. Wtedy sobie sobie przypomniałam. Upuściłam ostrze. Nie, nie...
Tylko nie to...
- Do diabła z tym wszystkim! - Uderzyłam broń łapą, tak, że odleciała na
drugi koniec jaskini. - Dlaczego musiało go to spotkać?! Dlaczego nie
ja? Ktokolwiek inny! Tylko nie on! Dlaczego?!
Znowu dziura w pamięci. Wszędzie leżały porozrzucane książki. Siedziałam
w środku tego bajzlu, patrząc matowym wzrokiem w przestrzeń. Po kilku
minutach wstałam. Usłyszałam przyspieszony oddech. Spojrzałam w tamtą
stronę. W wejściu stała Manahane. Wiatr na zewnątrz był bardzo silny jak
na standardy tej strefy klimatycznej. Czy to ja go wywołałam?
Zbierało się na burze. Zagrzmiało. Spojrzałam smutno w oczy przyjaciółki.
<Manahane? Ten ON to Arsus jakby co xD>
Uwagi: "Zderzają" piszemy przez "rz".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz