Styczeń 2020
Tak zgadza się, zabiłem własnego ojca. Nie żałuję tego i nigdy nie
będę. W dzień jego śmierci nareszcie poczułem się wolny i niczym nie
ograniczony. Moja psychika nigdy już nie będzie taka jak wcześniej.
Wtedy myślałem, że odziały zabójców polowały tylko na mojego ojca, nie
wiedziałem jeszcze jak bardzo się mylę.
Zaraz po moim pierwszym
zabójstwie zaczęło padać. Deszcz zmoczył moją grzywkę, która opadła
całkowicie na moje oczy. Coś się we mnie zmieniło, czułem to bardzo
wyraźnie, tak jakby płomień uśpiony wewnątrz mnie zaczął płonąc jak
nigdy dotąd. Widziałem i słyszałem więcej niż powinienem. Zacząłem
wykrywać najmniejszy ruch i najcichszy oddech. Czułem ich, ukrywali się
nie zdając sobie sprawy, że wiem gdzie są. Pobiegłem najszybciej jak
tylko mogłem przed siebie.
Gdy dobiegłem do skraju lasu, zmieniłem
wygląd na ludzki i ruszyłem w kierunku wioski ludzkiej. Nie było to duże
miasto, ale wystarczające by zgubić pościg. Już kilka razy z ojcem
przyjmowałem ludzką formę, jednak nigdy tego nie lubiłem. Spojrzałem w
górę, gęste ciemne chmury otuliły całe niebo, raz po raz w niedalekiej
odległości uderzał piorun. "Idealne warunki na polowanie" - pomyślałem,
uśmiechając się sarkastycznie, tuląc do piersi pistolet.
Deszcz z chwili
na chwilę lał coraz bardziej, wszyscy normalni ludzie wrócili do swoich
domów. Zapewniając mi idealne warunki by wyeliminować cele, bez
świadków. Wtedy zdałem sobie sprawę, że kocham zabijać. W końcu i tak
śmierć towarzyszy mi od urodzenia. Wyczułem pierwsze dwa cele niecałe
dwieście metrów ode mnie. Puls przyśpieszył, a krew w moich żyłach aż
się gotowała by rzucić się na nich. Kilka szybkich uderzeń serca,
załadowanie i odbezpieczenie broni. Ukucnąłem przy śmietniku mierząc do
obu celów na raz. "Pierwszy zginie na pewno, a drugiego najpewniej mocno
zrani kula, przechodzące na wylot przez pierwszy cel" - pomyślałem.
Pociągnąłem za spust, grzmot na niebie skutecznie go zagłuszył. Kula
przebiła się przez szyję pierwszego celu na wylot, wbijając się w ramię
drugiego celu. Z bólu zaczął wrzeszczeć, podbiegłem szybko do niego
zatykając mu usta ręka i podrzynając jego szyję nożem. Bezwładnie upadł
koło swojego towarzysza, tworząc jeszcze większą plamę krwi. Oboje tuż
po chwili przyjęli formę wilków.
Podczas biegu mój kaptur zleciał mi z głowy, odsłaniając twarz. Już
miałem biec dalej, kiedy kula otarła się o mój policzek. Szybko
odskoczyłem i zobaczyłem czwórkę ludzi za sobą. Użyłem moich zmysłów,
odkryłem dodatkowo snajpera na dachu.
- Poddaj się, i tak nie masz szans - Powiedział jeden z ludzi.
Nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się
tylko i ze stoickim spokojem powolnym krokiem ruszyłem w kierunku
zabójców. Włożyłem ręce do kieszeni.
- Zatrzymaj się! - Krzyknął ten sam głos
Kiedy zbliżyłem się jeszcze trochę
snajper, załadowując pocisk, wycelował we mnie. Wtedy odkryłem w sobie
ciekawy żywioł, a mianowicie śmierci. Otoczyłem się ciemną aurą śmierci i
nadal idąc przed siebie, nie bojąc się niczego. Większość żywych istot
boi się śmierci, tym razem również nie było inaczej, używając żywiołu
zawładnęłam umysłem wszystkich oprócz tej jednej osoby, która odważyła
się podnieść na mnie głos. Tak jak podejrzewałem, wszyscy zaczęli wić się
z przerażenia po ziemi, krzycząc że nie chcą umierać. "Żałosne robaki" -
pomyślałem.
- Co wy do cholery robicie!? Wstawać natychmiast i go zabić! - Wykrzyknął
W
tamtej chwili popełnił kolejny bardzo poważny błąd, odwrócił się przez
co stracił mnie z oczu. Ja stałem już za nim, z nożem przy jego gardle.
Pozostali jego ludzie już byli martwi.
- A czy ty boisz się śmierci? - Zadałem pytanie, po czym się zaśmiałem i zniknąłem ukrywając się w cieniu śmierci.
Po moich słowach zaczął się rozglądać, szukając mojej osoby.
- P...potwór! - Zająknął się i wykrzyczał.
"Taa, on ma rację, nawet ojciec nazwał mnie synem diabła, cóż za ironia, że posiadam dodatkowo żywioł śmierci" - Pomyślałem
- A teraz powiedz mi łaskawie, dlaczego
goniliście mnie i mojego ojca przez niemal trzy lata? - Powiedziałem,
pojawiając się tuż przed nim, przykładając mu pistolet do skroni.
Szybko przełknął ślinę i z przerażeniem wydukał:
- Ponieważ twój ojciec zabił naszego Alfę.
Zaśmiałem się na cały głos.
- Ten starzec miałby kogoś zabić, nie rozśmieszaj mnie!
- T-to prawda, tuż po jego śmierci następca zadecydował, że cały jego odział zabójców ma go pomścić, bez względu na cenę.
- Ach, rozumiem, jakże przykre, że ktoś was uprzedził.
- Owszem, jednak to już koniec, pociągnę Cię ze sobą do grobu! - Krzyknął rzucając pod nasze nogi granat.
Jedyne co zdążyłem zrobić, to
zamortyzować uderzenie moją mocą. Jednak niewiele to pomogło. Cały
obolały, tuż przed utratą świadomości zauważyłem człowieka... to znaczy
nie do końca... to był magiczny wilk.
Uwagi: Nie środkuj Spacjami! Przede wszystkim przecinki - ich brak pozbawia wiele zdań sensu. Ogólnie z interpunkcją nie jest najlepiej. Akapity i wypowiedzi to również zdania, dlatego należy je kończyć kropkami! Ściany tekstu są bardzo niewygodne do czytania (ba, od razu odpychają), więc dziel go na akapity. Wiele zdań jest za długich, powinnaś je dzielić na przynajmniej dwa. Ponadto masz problem z czasem oraz poprawnymi formami niektórych słów (np. Wtedy myślałem, że odziały zabójców polowali tylko na mojego ojca, nie
wiedziałem jeszcze jak bardzo się mylę., Pierwszy zginie na pewno, a drugi najpewniej mocno
zrani kula). W innych jakby brakuje niektórych słów (np. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że kocham zabijać., Otoczyłem się ciemną aurą śmierci i
nadal idąc przed siebie nie bojąc się niczego (tu chyba powinno być coś jeszcze).). Powtórzenia. Nie ma czegoś takiego jak "świecki spokój", jedynie "stoicki spokój". " "Idealne warunki na polowanie" - pomyślałem,
uśmiechając się sarkastycznie - nie sądzę, by "sarkastycznie" było odpowiednim określeniem w tym kontekście. Nie ma czegoś takiego jak "pulik", a jedynie "policzek".
Z błędów technicznych - zmienił się z formy wilczej na ludzką i ok, ostatecznie mógł mieć te ubrania. Ale skąd u diaska miał pistolet? Poza tym z broni tego typu nie ma szans na zabicie dwóch osób z odległości 200 m. W talentach postaci nie ma mowy o żadnej aurze śmierci czy cieniu ani o ich działaniu! Niezbyt podoba mi się AŻ TAK
szybkie poznawanie swoich umiejętności (jakby była jedna to jeszcze, ale
bodajże trzy? Ponadto Nergal od razu był w stanie sprecyzować, cóż to
za żywioł, co w przypadku rozpoznania na podstawie umiejętności
wykrywania położenia innych osób wydaje się być nielogiczne). "Włożyłem ręce do kieszeni." - co z pistoletem? Zniknął?
Odnośnie tych zabójców - coś mało groźni, skoro nawet ani razu nie
trafili, a Nergal biegł przed siebie totalnie niczym nie zasłonięty.
Snajper nie strzelił ani razu, a miał największe szanse na zabicie go.
Mieli pozbyć się tylko ojca, nie syna. Próba zabicia go już po śmierci
tego pierwszego nie ma większego sensu. Poza tym, aby ocalić się przed
ogniem Nergal powinien zneutralizować gorąco, a nie sam odrzut, co w
przypadku jego mocy jest NIEMOŻLIWE. "...zauważyłem człowieka... to znaczy
nie do końca... to był magiczny wilk." - nie sądzę, by człowiek miał podobną sylwetkę do wilka.
Jeśli jeszcze raz zobaczę taką ilość błędów, bez chwili zawahania odeślę opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz