Luty 2019 r.
Ostatnie parę dni spędziłam w jaskini. Nie ciągnęło mnie do nikogo ani
niczego, oszczędzałam na jedzeniu, a że nigdy się nie obżerałam
starczało mi jedzenia na przeciętne funkcjonowanie - znaczy się leżenie i
nicnierobienie. Miałam gorszy dzień... znaczy się tydzień. Wcześniej
każdy mój dzień tak wyglądał, jednak teraz byłam w watasze, więc
przydałoby się nie być egoistyczną s*ką i zrobić coś pożytecznego. Mniej
więcej dzień po tym, jak skończyło mi się pożywienie, postanowiłam
zajrzeć do śpiżarni gdzie drużyna polowań miała obowiązek składać
zapasy. Zaspana szłam powoli, a promienie światła drażniły moje oczy,
przyzwyczajone do półmroku w jaskini. Również dźwięki powodowały w mojej
głowie łomot. Zapach zimy drażnił mój nos, a łapy niezgrabnie poruszały
się po cienkiej warstwie śniegu. Kiedy doszłam wreszcie do śpiżarni
zauważyłam, że ta świeci pustkami od dłuższego czasu co mnie nie
zdziwiło, choć zdenerwowało. Inne pracujące wilki nie mają czasu, żeby
polować albo liczą, że ktoś, kto właściwie dostaje za to wypłatę wykona
swoje zadanie. Nie mówiłam tu o sobie, ponieważ do moich jedynych zadań
należało stawić się na zbiórce co już mi nie wychodziło. Zawiedziona, że
nie będę miała łatwego obiadku ruszyłam na polanę. Po dotarciu
zauważyłam, że nikogo nie ma. Nikogo znaczy się zwierzyny. Zirytowana
nie chciałam czekać tylko poszłam do jeziora gdzie ostatnio udało mi się
upolować sarnę i ponownie schowałam się w opuszczonej lisiej norze.
Powietrze wewnątrz było zatęchłe, a ściany zdawały się tłumić zapachy.
Zastanawiałam się, czy lisy, które tu mieszkały wykorzystały to, aby
chronić swe młode i siebie? Nie wiem, ale po chwili udało mi się
dostrzec zranioną sarnę. Myślę, że sarny tu częściej przychodziły,
ponieważ w pobliżu nie było wielu innych wilków. Ta myśl sprawiła, że
ogarnęło mnie podniecenie. To miejsce było tajemnicą, której byłam
częścią. Niewyjaśnione zadowolenie z tego faktu sprawiło, że wybiegłam z
nory nieco zbyt niezdarnie i wywaliłam się po paru metrach. Sarna
gwałtownie obróciła głowę i spięła wszystkie mięśnie gotowa, aby uciec,
jednak nora znajdowała się na dość wysokim wzgórzu, do tego ja sama
wpadłam śnieg delikatnie się nim przysypując. Musiała czuć się tutaj
naprawdę pewnie, że od razu nie uciekła, a po chwili wróciła do picia.
Tym razem nieco już spokojniej wstałam i przygotowałam się do skoku.
Naprężyłam się, głowę zniżyłam aż do ziemi, a tył uniosłam, aby po chwili
wyskoczyć i rzucić się na zdobycz. Zraniona okazała się nawet nazbyt
łatwym posiłkiem toteż miałam wyrzuty sumienia. Żeby się dowartościować
część mięsa odstawiłam do śpiżarni, a resztę jak zwykle schowałam u
siebie.Uwagi: 27 linijek. Jak już wspominałam - dziś jest 19, więc to ostatnie op. poniżej 30 linijek, które przyjmuję. Przed "a" stawia się zazwyczaj przecinek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz