Zacieśnianie więzi
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)
sobota, 24 września 2016
Od Suzanny "Nowy rozdział życia watahy" cz. 11 (cd. chętny)
- Czy jestem gotowa? Nie wiem... - mruknęła.
- Minariu, proszę ciebie o pomoc.
- Miniru... - poprawiła mnie.
- No dobrze, Miniru - westchnęłam - Jakim cudem cię jeszcze nie zobaczyłam?
- Może dlatego, że byłam w cieniu, na drzewach...
- Wspięłaś się na drzewo? - zmarszczyłam brwi.
- Może mnie nie zauważyłaś, ponieważ byłaś strasznie wszystkim przejęta?
- Może... - odpowiedziałam niemalże szeptem, na co ona coś mruknęła pod nosem.
- Słucham?
- Już dobrze... Zgadzam się - Uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy tam do nich! - oznajmiłam i zaprowadziłam wątłą waderę przed stado zdziczałych wilków, które właśnie skończyły swój krwawy posiłek.
- To jest Miniru. Będzie was szkolić w manierach i kulturze - zwróciłam się do basiora, który został wysłany do mnie przez przywódcę byłej Watahy Asai.
- Zatem witam - powiedział, zwracając wzrok ku Miniru - Czy ty naprawdę myślisz, że ona podoła temu wyzwaniu?
- Nie zaszkodzi spróbować.
- Jest nas około stu...
- Proszę cię, nie zniechęcaj jej - Powiedziałam, próbując powstrzymać drżenie głosu - Poradzisz sobie, mała...
- Mam taką nadzieję... Chodź za mną, Miniru! - zarządził samiec, dając znak nie tylko nowej nauczycielce, ale i również reszcie stada, aby ruszyli wgłąb Zielonego Lasu. Patrzyłam jeszcze przez dobrą chwilę, aż wszyscy nie zniknęli mi z oczu, po czym zwróciłam się w kierunku ścieżki prowadzącej do jaskiń. Cały czas byłam cała rozdygotana na myśl o tym, że już za kilka godzin wezmę ślub z basiorem, którego nawet nie znam. Po drodze trafiłam na Desari.
- Co tu się dzieje? - zapytała zimnym tonem. Patrząc na jej pysk miałam pewność, że nie mam innego wyjścia, jak tylko jej wszystko wyjaśnić.
- Wataha Magicznych Wilków łączy się z tą. O północy biorę ślub z ich Alfą...
- Czyli rozumiem, że wybrali jakąś nową? - zapytała, unosząc brew. Skinęłam głową. - Powodzenia życzę z Shadow'em.
- Zaraz... że co?
- Shadow był przecież prawą łapą Asai, więc powinien być teraz Alfą. Czy coś mnie może ominęło?
Przeszły mnie ciarki. Na to nawet nie wpadłam. Z tego co jednak mi się zdawało to faktycznie nie mógł być on. Został wygnany? A może nie żyje? Będę musiała o to zapytać przy najbliższej okazji kogoś z byłej Watahy Czarnego Kruka.
- Ja... nie wiem. Teraz proszę, czy możesz mi pomóc w organizacji ceremonii?
Patrzyła na mnie przez dobrą chwilę, aż nie skinęła głową. Po oczach poznałam, że robi to z czystej litości. Zapewne jej w czymś przerwałam.
- Poza tobą potrzebowałabym jeszcze przynajmniej kilku wilków... trzeba zgromadzić wszystkie osoby na ważniejszych stanowiskach, omówić to, kto co ma robić...
- W takim razie prócz ganiania za pozostałymi mam się zająć...?
- Szukaniem w księgach w bibliotece przysiąg małżeńskich. Dawno nie przeprowadzaliśmy niczego takiego, więc nie mam żadnych notatek w jaskini na ten temat.
- Rozumiem. Za to chcę zająć miejsce w pierwszym rzędzie - mrugnęła do mnie. Westchnęłam i zaśmiałam się lekko.
- Nie ma sprawy.
Rozeszłyśmy się w przeciwnych kierunkach. Po drodze napotykałam jeszcze kilka wilków, każdemu z nich przydzieliłam jakieś zadanie. Desari również spełniła swoją funkcję, gdyż przyszło do mnie kilka osób z zapytaniem, co mają robić. W ten sposób pół watahy uzyskała jakąś świadomość o tym, co się tu dzieje. Niektórzy dostali nawet dyżury w byciu nauczycielami dobroci na kolejne dni.
Około godzinę później będąc już w Zielonym Lesie wpadłam na pomysł, by zajrzeć do Miniru i skontrolować, jak sobie razi. Nie chciałam przecież, aby rozzłoszczone wilki ją zaatakowały. Ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu zastałam ponad setkę wilków tarzających się ze śmiechu na trawie.
- Co się tu stało?! - wyrwało mi się, gdy podeszłam bliżej Miniru. Nie mogłam za nic pojąć, czego to miało niby nauczyć.
- Nic... - wadera wstała z ziemi - My tylko budowaliśmy zaufanie i...
- Chyba ty naprawdę nie nadajesz się do takich rzeczy... - przerwałam jej, mierząc wzrokiem wszystkie rozbawione wilki.
- Jest dobrze. W czym jest problem? Miniru jakoś daje radę... Daj jej chociaż trochę się wykazać - usłyszałam głęboki bas. Już miałam się zwrócić do niego i wyjaśnić, że nie tak to miało wyglądać, gdy ujrzałam znajomy pysk.
- Xander? Ty... ją bronisz?... - wykrztusiłam z zaskoczeniem pomieszanym z przerażeniem. Jakim cudem tak szybko pojął, jak nie być psychopatą? - No dobrze... Miniru, ucz ich dalej dobroci i kultury... Zatem ja wam nie przeszkadzam... Do zobaczenia! - powiedziałam, na nowo tracąc wiarę w pewność własnych czynów. Pospiesznie oddaliłam się, lecz usłyszałam jeszcze polecenie Miniru, by wszyscy udali się nad Wodospad. Co jak co, ale rzeczywiście cuchnęli. Wszyscy, prócz Xandra, od którego smród był znacznie lepiej zamaskowany. Dlaczego? Potrząsnęłam głową. Musiałam się skupić przede wszystkim na rozdzielaniu zadań, a nie roztrząsaniu takich bzdur, bo inaczej ceremonia będzie jedną wielką katastrofą.
Resztę dnia spędziłam na zaczepianiu wilków i tłumaczeniu im kilku rzeczy na temat tego, co mają robić lub zwyczajnie zapraszaniu ich na wydarzenie. Od czasu do czasu zaglądałam w okolice Pomarańczowego Drzewa, by przekonać się, że nasz "ołtarz" staje się coraz to wspanialszym miejscem. Kolory aromatycznych kwiatów oraz lśniących kamieni szlachetnych cieszyły oko, a błyskające gdzieniegdzie barwne kule ognia dodawały klimatu. Sama doszłam do wniosku, że miejsce to wyglądało to coraz lepiej, im bliżej było północy. Kiedy już zrobiło się ciemno, stojąc i patrząc na oświetlone Pomarańczowe Drzewo, którego liście zdawały się świecić na bursztynowo, zostałam zaczepiona przez dwie wadery:
- Ty jeszcze nie gotowa?! Pędź szybko wziąć kąpiel! Poczekamy na ciebie w okolicy. Wyglądasz jak chodzące nieszczęście.
Uśmiechnęłam się blado i z wdzięcznością skinęłam głową. W tej sytuacji nie umiałam już nawet trzeźwo zdać sobie sprawę z tego, jak powinnam się wyszykować na własny ślub. Całe szczęście, że moim wizerunkiem zechciały zaopiekować się inne osoby.
Kiedy już wypluskałam się dostatecznie dokładnie, wyszłam z wody i otrzepałam futro. Okazało się, że wadery te stały kilka drzew dalej i patrząc niezadowolone na moje futro wcisnęły mi kilka kostek mydła i różnego rodzaju pachnące płyny. Stwierdziły, że albo użyję tego, albo perfum, których darzyłam niezwykle szczerą nienawiścią.
Po około godzinie "upiękniania" moje futro pachniało, lśniło nie tylko czystością, ale i brokatem, było wyszczotkowane, na szyi miałam piękny medalion z misternie zdobionym sercem, a na głowę wciśnięty miałam dość duży wianek z kwiatów, których nie umiałam rozpoznać. Ponadto moje łapy były oplecione jakimiś lianami, a pazury podcięte i pomalowane. Kiiyuko upierała się by wymalować jeszcze moje powieki cieniem, jednak na to się nie zgodziłam, podobnie jak na błyszczyk Yui. Cały czas patrząc na swoją matkę ledwo powstrzymywałam szloch, jednak ona nawet tego nie dostrzegła. Była zbyt przejęta faktem, że Alfa watahy, do której należy bierze ślub i może się nią zaopiekować.
Przez kolejną godzinę siedziałyśmy nieopodal Pomarańczowego Drzewa po prostu i wpatrywałyśmy się w niebo, oczekując na to, aż księżyc nie znajdzie się w odpowiednim miejscu. Raz na jakiś czas wymieniałyśmy się zdaniami na jakiś temat. Głównie byłam pytana o to, czy zamierzam się starać o szczeniaki i jak poznałam się z Alfą oraz jaki sądzę, że jest. Byłam strasznie zmęczona tą rozmową, więc często odpływałam myślami do całkiem innej krainy, która jako jedyny dawała mi zawsze spokój ducha - do światków wykreowanych przez wyobraźnię. Chciałam je później wcisnąć do powieści... aczkolwiek ostatnio mam coraz mniej czasu na pisanie. Chyba zrezygnuję z którejś z funkcji. Zadania wiążące się z byciem Alfą były jeszcze bardziej wymagające, niż się spodziewałam.
- Już czas - powiedziała po jakimś czasie Yui. Niechętnie podniosłam się z ziemi i poczłapałam w ślad za nimi w kierunku Pomarańczowego Drzewa.
Mój puls ponownie przyspieszył, gdy tylko zobaczyłam tłum wilków, których wzroki wbite były w przepiękny ołtarz. Nigdzie nie widziałam Fermitate, jednak już po chwili dojrzałam jego lśniące, żółte ślepia na tyle całej grupy przybyłych.
- Spotkaliśmy się tutaj, aby umocnić wiązem małżeńskim Alfy dwóch dotychczas skłóconych watah - Watahy Magicznych Wilków oraz Watahy Czarnego Kruka. Od tej pory połączymy swe siły, będziemy zawsze trwać razem i wspierać się na każdym kroku. Nie będzie lepszych i gorszych - każdy tutaj jest jednym z magicznych wilków o olbrzymim potencjale. W każdym tli się choć odrobina dobra, czego doskonałym przykładem są członkowie za równo jednego, jak i drugiego stada.
- Bzdura - skomentowała Kazuma, jednak Kai, który wygłaszał przemówienie jako najstarszy z członków watahy całkowicie to zignorował. Nie mogłam się jednak nie uśmiechnąć. Uwielbiałam taki humor. Yuko otwarcie prychnęła szyderczym śmiechem, na co siedząca obok Sohara zmierzyła ją mordującym spojrzeniem.
- Od dziś Alfa Suzanna oraz Alfa Fermitate zostaną związani nierozwiązalną nicią miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.
Rozległy się gromkie brawa, a zespół z Watahy Magicznych Wilków wraz z kilkoma muzykami z Watahy Czarnego Kruka zaczął grać jakiś utwór. W międzyczasie zostałam zaprowadzona przez Kiiyuko na tył tłumu. Ku mojemu zaskoczeniu postawiła mnie u boku mojego przyszłego męża i popchnęła lekko, zachęcając, abym się ruszyła. Szliśmy delikatnie ocierając się bokiem na sam przód, a dokładniej do Kai'ego, którego wcześniej zachęciłam do bycia kapłanem. Zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. Gdzie jest lekarz? Ja nie chcę. Jednak nie chcę! Pomocy! Zabierzcie mnie stąd! - krzyczałam w duchu, rzucając przelotne spojrzenia wszystkim wilkom, których pyski zwrócone były w naszą stronę. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz pęknie, a moje łapy zegną się, a ja upadnę. Było mi bardzo niedobrze. Wszyscy, a to wszyscy śledzili mój każdy ruch. Uśmiechnęłam się niepewnie, z trudem utrzymując równowagę.
Nim zauważyłam, już staliśmy na samym przodzie, tuż przy Kai'm. Uśmiechnął się do nas niemalże niezauważalnie.
- Czy obiecujecie sobie wypełniać wszystkie obowiązki dobrego męża i żony?
- Obiecujemy - odpowiedzieliśmy zgodnie.
- Czy obiecujecie sobie godnie żyć jako dobre Alfy Watahy Magii Kruka?
Rzuciłam mu pytające spojrzenie, jednak on nawet na mnie nie patrzył. Wataha Magii Kruka?
- Obiecujemy - rzekliśmy, jednak już z mniejszym przekonaniem.
- Czy obiecujecie zawsze działać na rzecz dobra stada oraz każdego jej członka?
- Obiecujemy.
- Takie są przyrzeczenia złożone przez Alfę Suzannę oraz Alfę Fermitate. Teraz możecie się pocałować.
<chętny?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uuu... Z tą nazwa... Ciekawe :P
OdpowiedzUsuń