Samiec zniknął z mojego pola widzenia. Nim zdążyłem się obejrzeć, był
już tuż za mną. Popchnął mnie zieloną energią. Przetoczyłem się po
popiele i z hukiem rozłupałem zwęglony konar. Podniosłem łeb i
wyostrzyłem wzrok. Chyba się w niego uderzyłem, bo przez chwile nie
wiedziałem gdzie jestem. Samca otaczały chmary zielonych muszek, które
wirowały wokół niego jak tarcza. Zaraz jednak znów się zbliżył. Był
szybszy. Dużo szybszy niż na początku. Podniosłem się i zrobiłem
największy odskok na jaki było mnie stać. Basior wyhamował gwałtownie. W
tym czasie stworzyłem trzy kule ognia i każdą z nich rzuciłem w innym
kierunku - ponad niego, z jego lewej i prawej strony. Wszystkie kule
nagle wystrzeliły strumieniem ognia, malejąc w miarę upływającej
energii. Jaffer próbował zrobić przed nimi unik, ale były jak
przyklejone. Jego zielone muszki upadały jedna po drugiej, dołączając do
szarego popiołu. Warknął i ruszył na mnie, gdy energia z kul już
całkiem wygasła. Był wolniejszy, zupełnie tak jak na początku. A więc
jednak. Te obleśne owady to nie była tylko tarcza. Nagle zza moich
pleców wyłoniła się kosa, a zza niej upiór w czarnych łachmanach.
Odruchowo stworzyłem mini wybuch, który umożliwił mi zwiększenie
dystansu. Coś uderzyło mnie w plecy. Ch*lera, uskoczyłem wprost na
Jaffera. Szybko rozpaliłem ognisty krąg i zniknąłem w płomieniach.
Chodziłem po rozżarzonym gruncie, wtapiając się w ogień. Krążyłem wraz z
kręgiem, wybierając najlepsze miejsce na atak.
- Co? Już sobie poszedłeś? - zaśmiał się samiec - No chodź, nie wstydź się. Albo nie wiesz co? Ja przyjdę do ciebie.
Strumień zielonej energii spadł z nieba jak armagedon i zgasił cały
ogień jaki stworzyłem, wywalając mnie w dal na jakieś piętnaście metrów.
- No witaj - uśmiechnął się
Pode mną pojawił się znak. Czułem jak ulatują wszystkie moje siły, tak
że nie mogłem podnieść się z ziemi. Krzyki duchów rozległy się w
powietrzu, zielona energia zupełnie mnie otoczyła. Myślałem nad
możliwościami ataku. Jak na razie prawie cały czas się bronię. W ogóle
nie daje mi szansy na wykonanie czaru. Czuję się coraz słabszy, tak
jakby był chodzącą ssawką energii. Ostatnimi siłami przetoczyłem się po
ziemi i uwolniłem ze znaku. Stworzyłem potężną ścianę ognia, która
niczym tsunami pochłonęła basiora. I już myślałem, że może mi się udać,
kiedy ten, cały otoczony przez dziwną sferę, w której pełno było dłoni i
zniekształconych twarzy upiorów, przetrwał mój atak bez najmniejszego
szwanku. Uświadomiłem sobie, że przez te kilka miesięcy jak się tułałem,
ognia używałem wyłącznie do głupot: ogrzanie się, upieczenie mięsa jak
miałem ochotę, odstraszanie innych wilków. W ogóle nie walczyłem. A ten
basior w walce czuje się jak ryba w wodzie. Tańczy po polu bitwy i wcale
nie wysila się na uniki. Przyjmuje ciosy z największą przyjemnością. To
jest inny poziom.
Ni stąd ni zowąd pojawił się za mną. Za późno uwolniłem płomienie.
Przygwoździł mnie do ziemi. Spod niej wychodzić zaczęły blade, kościste
dłonie, które mnie przytrzymywały.
- Zanim cię zabiję - zaczął Jaffer - mam do ciebie jedno pytanie.
Chciałem mu odpysknąć, ale zaraz mnie uciszył.
- Ciiii... Nie marnuj głosu. Chcę żebyś miał siłę odpowiedzieć. Albo
nie! Wiesz co? Mam lepszy pomysł! Jak odpowiedź mi się spodoba, puszczę
cię wolno! Och, ależ wspaniała idea! Co ty na to? Podoba ci się, co? No
dobrze. To zaczynamy. M. O. J. E. P. Y. T. A. N. I. E. to - oddzielał
każdą literkę co chwila przewracając głową to na prawdo to na lewo - Czy
znasz wilka imieniem Renethrain?
Krew odpłynęła mi z twarzy. On szukał mnie! Gorączkowo zastanawiałem się
nad odpowiedzią. Powiedzieć prawdę, czy skłamać? Obydwie opcje są
ryzykowne, ale chyba zdecyduje się na wariant środkowy.
- Znam - ledwo wykrztusiłem
To jedno słowo wystarczyło żeby cała jego magia w sekundę się uspokoiła.
Wziąłem głęboki wdech i kaszlnąłem. Podniosłem się na łapach.
- Naprawdę!? - podskoczył z radości - Ojej, jak miło. Gdzie jest, gdzie jest!?
- Był tutaj całkiem niedawno. Powiem ci dokąd poszedł jak chcesz. Ale tak w ogóle... To po co go szukasz?
Wydaje mi się, że samiec nie grzeszy za wielką inteligencją. Z resztą
jest całkiem swobodny, widać, że nie przegrał wiele walk. Może uda mi
się coś z niego wyciągnąć jak właściwie do tego podejdę.
- To moja misja. - odpowiedział, wzruszając ramionami - Misja... Nadana z góry.
Skierował łapę w niebo i uśmiechnął się. Co to miało znaczyć?
- Z góry? - spytałem
- Tak, dokładnie. Z góry. Bardzo wysokiej góry. Czemu chcesz wiedzieć?
- A nic. Po prostu nie lubię tamtego wilka i jestem ciekaw komu jeszcze ten cymbał wpadł w paradę.
- Hahaha! Dokładnie! Ale on nie wpadł. Raczej wypadł z parady!
- Wypadł?
- No! Zwiał nam i Diament się wściekł, i kazał mi go znaleźć.
- Ach, rozumiem.
Nic z tego nie rozumiem. Raczej pamiętałbym kogoś imieniem Diamnet.
- No, ale koniec o tym. Mów. Bo inaczej przejdziesz na tamtą stronę i
będziesz mi służyć. Chociaż wiesz co? Nawet po tej stronie byś musiał! -
i znów się roześmiał
- Ta, jasne. Zatrzymał się w naszej watasze, ale Alfa uznała, że jest
podejrzany. Szybko go przegnaliśmy. Przystawiał się do mojej partnerki.
Chyba polazł na zachód. - skrzywiłem pysk
- Hahaha! To faktycznie zasługuje na największe piekło! Ja to bym mu
flaki za coś takiego wypruł. Wyjmowałbym baaaardzo powoli. Hahaha. Hej,
wiesz co? Lubię cię. Nawet daruje ci życie, chociaż gdy to mówiłem na
początku to kłamałem. Gdybyś go spotkał to szukaj Szlachetnych Kamieni.
- Jakich Szlachetnych Kamieni?
- Nazywają mnie Malachit. Od koloru mocy. Znajdziesz mnie wszędzie tam
gdzie nie ma życia. A teraz żegnaj, Garonie synu Garanda. Miej pewność,
że Rene już niedługo zapłaci za to co zrobił.
Mrugnąłem. A jego już nie było. Usiadłem z wrażenia. Żyję. Żyję! Gdy te
paskudne szpony chwyciły mnie za łapy, myślałem, że to koniec. Że
zaciągną mnie pod ziemię i faktycznie przejdę na drugą stronę tego
świata. Uffff... Jak dobrze, że Jaffer był trochę zbyt pewny siebie. I
przygłupi. Raczej nie wierzył, że wpadnie akurat na to co szukał, więc
od razu wykluczył mnie z grona podejrzanych. Ale to dziwne. Powinien coś
załapać. Skoro mnie szukają to mnie znają. A skoro tak to... Nikt mu
nie powiedział o mojej mocy? No dobra. Żywioł ognia to nie najrzadsza
moc na ziemi, no ale... I nagle poczułem wielką ulgę, że nie użyłem
niebieskiego płomienia. To byłby gwóźdź do trumny. Łapy miałem jak z
waty, więc nieco chwiejnym krokiem wróciłem na tereny watahy.
Dowiedziałem się kilku rzeczy: ktoś mnie szuka. Ktoś kogo nawet nie
znam. Jest ich więcej i ma to związek z Kamieniami Szlachetnymi. Jednym z
nich jest Malachit. Są silni. Nawet bardzo, skoro pokonał mnie ktoś
słabszy. Sam powiedział, że dostał rozkazy z góry. Więc jest ktoś wyżej
od niego. To się robi coraz bardziej zagmatwane.
Uwagi: "Naprawdę" oraz "niedawno" piszemy razem. Kilka razy złapałam Cię na stawianiu Spacji przed znakami interpunkcyjnymi. Niemniej jednak widzę poprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz