- Czy jestem gotowa? Nie wiem... - odpowiedziałam Suzannie, która przed chwilą przyłapała mnie na podglądaniu obcej mi watahy.
- Minariu, proszę ciebie o pomoc.
- Miniru...
- No dobrze, Miniru. Jakim cudem cię jeszcze nie zobaczyłam?
- Może dlatego, że byłam w cieniu, na drzewach...
- Wspięłaś się na drzewo? - Pestka była bardzo zdziwiona tym faktem.
- Może mnie nie zauważyłaś, ponieważ byłaś strasznie wszystkim przejęta?
- Może... - mruknęła niezadowolona, a przynajmniej się starała. Widzę w jej oczach, że się boi. Obawia się tych wilków.
- Zgadzam się... - powiedziałam cicho i niepewnie.
- Słucham?
- Już dobrze... Zgadzam się. - odpowiedziałam. Na to Alfa lekko się
uśmiechnęła. Wiedziałam, że sobie nie poradzi... Moje sumienie kazało mi
jej pomóc. Choć ja też nie dam rady to przynajmniej spróbuję!
- Chodźmy tam do nich!
Powoli wyszłam z ukrycia i razem zmierzałyśmy w stronę tych tajemniczych
osobników. Wszyscy się patrzyli na nas... Ich wzroki ukrywały coś
dzikiego i trudnego do poskromienia. Bałam się jak nigdy przedtem.
- To jest Miniru. Będzie was szkolić w manierach i kulturze - Suzanna
zwróciła się do czarnego basiora. On spojrzał na mnie, a ja podkuliłam
ogon. Wiem, że nic z tego nie wyjdzie...
- Zatem witam - odparł - Czy ty naprawdę myślisz, że ona podoła temu wyzwaniu?
- Nie zaszkodzi spróbować.
- Jest nas około stu...
- Proszę cię, nie zniechęcaj jej. - Pestka mówiła lekko drżącym głosem. - Poradzisz sobie, mała...
- Mam taką nadzieję... - odparł obojętnie basior - chodź za mną, Miniru!
Odeszliśmy od Suzanny. Boję się tego co mnie czeka. Widziałam z jakim
brakiem wszystkiego rzucali się na jedzenie. Znowu zaczęła mnie boleć
głowa. Głosy kazały mi uciekać jak najdalej od tych wilków. Nie
słuchałam ich... Te głosy to może być coś złego...
- Czy ty mnie słuchasz? - z moich zamyśleń wyrwał mnie szorstki głos.
- Przepraszam...
- Od czego możemy zacząć?
- Może od czegoś prostego? Może od zaufania? - przy ostatnim słowie ściszyłam głos.
- Hmmm... Dobry pomysł.
Już po chwili wszystkie wilki zebrały się w kole na polanie.
- Teraz możecie się dobrać w pary...
- Jest nas nieparzysta liczba. - odezwał się ktoś z zebranych.
- To jeden wilk będzie ze mną... Dobrze... W tych duetach będziemy już
do końca szkolenia... Jeden wilk z pary stoi na dwóch łapach, a drugi go
łapie...
- Że co?! - odezwał się szary basior z białymi łapami, który był ze mną w parze.
- No dobrze... Zademonstruję... Ty staniesz na dwie łapy, a ja ciebie
złapie. - powiedziałam już bardziej poważnie. Wilk wykonał moje
polecenie, a ja zgodnie z obietnicą go złapałam. - Teraz wy.
To nie było zaufanie... Wilki nie łapały się na wzajem. Były dla siebie
złośliwe. To nie jest dobrze jak nie wolno im ufać. Jeśli jest brak
zaufania w watasze, to o nich źle znaczy...
- Hej! - krzyknęłam pod wpływem złej aury i emocji. Wszystkie ślepia
skierowały się ku mnie. - Ouch... Przepraszam... Do rzeczy. Nie czas na
żarty! Musicie stać się godni zaufania!
- Godni?
- Tak... Na zaufanie trzeba zasłużyć. Ty! - wskazałam na jednego z wilków - podejdź tu.
- Ja? Okej.
- Masz mnie złapać. Ja ci zaufałam. Nie zawiedź mnie! - Odparłam i
weszłam na dwie łapy. Zamknęłam oczy i... złapał mnie! Pierwszy krok w
stronę zaufania! Byłam taka szczęśliwa. Nie... ja dostałam głupawki...
Zaczęłam się tarzać po trawie i zwijać się ze śmiechu.
- Czy wszystko dobrze? - zapytała się mnie czarna wadera.
- T-tak. - Nic więcej nie mogłam z siebie wydusić. Powoli kolejne wilki
dostawały ataku śmiechu. Wkrótce wszyscy leżeliśmy, a raczej turlaliśmy
się na ziemi.
- Co się tu stało?! - usłyszałam przerażony głos Suzy.
- Nic... - wstałam z trawy i otrzepałam się - My tylko budowaliśmy zaufanie i...
- Chyba ty naprawdę nie nadajesz się do takich rzeczy... - przerwała mi i powiedziała z niesmakiem
- Jest dobrze. W czym jest problem? Miniru jakoś daje radę... Daj jej
chociaż trochę się wykazać. - w mojej obronie stanął jakiś basior.
- Xander? Ty... ją bronisz?... No dobrze... Miniru, ucz ich dalej dobroci
i kultury... - odparła już smutniej. Nie umiem czytać w myślach, ale z
nią coś jest nie tak... - Zatem ja wam nie przeszkadzam... Do
zobaczenia!
- To co teraz? - zapytał Xander
- Chodźcie się wykąpać. Za mną! - zawołałam resztę i ruszyliśmy w stronę
wodospadu. Jako pierwsza weszłam do czystej wody, a za mną kilka
śmiałków. - No wchodźcie wszyscy! Nie chcemy chyba mieć tu brudasków?
Po kilku minutach rozmawianiu o czystości całkowitej wszystkie wilczki
znalazły się w wodzie. Niektórych to musiałam nauczyć jak się porządnie
umyć. Wyglądało to śmiesznie. Gdy wszyscy już mieli dość zaczęliśmy się
wygrzewać i suszyć, ponieważ niedługo słońce... No właśnie gdzie słońce?
Łapy zaczęły mi już świecić to znak, że zaraz będzie noc...
- Chyba trzeba już wracać do jaskiń... Nie mogę przebywać w nocy na zewnątrz...
- Oczywiście... Wracamy do jaskiń! - krzyknął Xander.
- Ja już muszę biec... To jutro z rana przed jaskiniami... Dobranoc! -
pożegnałam się i ruszyłam w stronę mojego mieszkanka. Pędziłam ile sił w
łapach. Słyszałam głosy i widziałam zjawy. Poczułam czyjąś obecność,
czyżby ktoś mnie śledził? Trzasnęła gałązka.
- Halo, czy ktoś tu jest? - zapytałam niepewnie. Nikt mi nie
odpowiedział. Moje łapy i uszy były już strasznie rażące. Gdy byłam już w
środku miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje...
Zanim zasnęłam rozmyślałam o watasze. Jeśli teraz trwają te wielkie i
sławne bitwy, to czy te wilki nikomu nie zagrażają? O co chodzi... Czemu
teraz? Czemu nie na przykład wcześniej czy kiedy indziej? Teraz trwają
pełnie i w ogóle...
Obudziłam się chyba z rana, bo przez te chmury nic kompletnie nie widać.
Spojrzałam na swoje runa. Nie świecą, więc jest dzień... Wyszłam z
jaskini i podążyłam w stronę miejsca spotkania. Na miejscu były wilki z
byłej watahy Asai, jeśli dobrze pamiętam.
- Dzień dobry wszystkim! - przywitałam się, a oni odpowiedzieli mi tym
samym. - Dzisiaj popracujemy nad kulturą osobistą. Chodźmy na
wrzosowisko.
Byliśmy w miejscu pełnym pięknych wrzosów. Oto drugi dzień szkolenia...
- Dzień zaczynamy od ładnego przywitania się. Może być w formie: cześć,
witaj, dzień dobry i takie zwykłe hej. Trzeba pamiętać o uśmiechu! Ale
szczerym! - ostatnie słowo podkreśliłam. - Przećwiczmy uśmiechy!
- Przepraszam, ale po co mamy się szczerze uśmiechać?
- Och, nie rozumiecie? Szczery uśmiech jak śmiech, czyli zaraźliwy. My w naszej watasze tak się witamy!
- Mam pytanie. - zapytał się jakiś młody basior. Jego wiek mogę określić
na dwa lata. - Czemu masz te blizny na pysku? Masz wycięty uśmiech, ale
nie uśmiechasz się zbyt często... - osłupiałam... Skąd może wiedzieć,
że się ciągle nie uśmiecham? Może to on mnie śledził?
- Muszę iść gdzieś na chwilę... Poćwiczcie uśmiechy... Ja wrócę... -
szybkim krokiem szłam w stronę lasu... Tak... Płakać. Mam słabą
psychikę. Usiadłam przy drzewie i nagle coś wciągnęło mnie z wielką siłą
do jakiejś szczeliny.
- Kim jesteś? Co ode mnie chcesz?! - powiedziałam drżącym głosem.
<Suzanna?>
Uwagi: Jeżeli zdanie ma być zwrócone do konkretnej osoby i jest podane jej imię bądź jest to prośba, przywitanie itd., powinnaś postawić przecinek (np. chodź za mną, Miniru!, Proszę cię, nie zniechęcaj jej.). Niepotrzebnie robisz takie "dziury" w tekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz