marzec 2021
Gdy w końcu dotarłam, słońce zaczynało już powoli wschodzić. Wędrówka
trwała naprawdę długo i moje zmęczone od ciągłego biegu łapy zaczynały
odmawiać posłuszeństwa. W końcu wycieńczona położyłam się za maskującym
mnie krzakiem. "To chyba domy ludzi... W takim razie, na pewno trafiłam
do miasta" pomyślałam. Gdy odpoczęłam chwilę, stwierdziłam, że nie było
tu po co iść i już miałam zawrócić, gdy nagle... Usłyszałam rozpaczliwe
szczekanie, piski i wycie. Te wszystkie odgłosy zaprowadziły mnie pod
wielki, szary i dziwnie pachnący budynek. Przez moment myślałam, żeby
uciekać, ale ciekawość zwyciężyła z przestrachem i spróbowałam otworzyć
drzwi. Trochę logicznego myślenia... Trochę skakania... I udało się! Z
triumfem weszłam do środka i skierowałam się ku dziwnym odgłosom.
Gdy
czułam, że są tuż przede mną, Natknęłam się na... Kolejne drzwi! Wydałam
z siebie dziwny dźwięk, przypominający szczeknięcie i zabrałam się do
pracy. Gdy weszłam, aż podkuliłam ogon ze strachu... Wszędzie były równo
poustawiane klatki ze smutnymi, szczęśliwymi, a nawet agresywnymi
psami. Pomyślałam, że... Uwolnię choć parę psów. Lecz to zadanie nie
było takie łatwe, jak się wydawało. Szarpałam, gryzłam, ale na nic to
się zdawało i coraz bardzie traciłam nadzieję, że to kiedykolwiek się
uda... Poddałam się. Bolały mnie zęby, łapy i wszystko to, czym
próbowałam zniszczyć kratkę. Wtedy właśnie wszystkie psy z klatek
zaczęły szaleńczo szczekać, a drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia
otworzyły się na oścież. Pisnęłam rozpaczliwie. To człowiek! To on
zamyka te wszystkie biedne psy w klatkach!
Niewiele myśląc zerwałam się
ku otwartym jeszcze drzwiom, nie zważając na człowieka w nich
stojących. "Byle by daleko od tego okropnego miejsca! Już nigdy nie
zaufam ludziom! Czemu oni są tacy źli?!" pomyślałam z przestrachem i
złością za razem biegnąc rozpaczliwie w drodze powrotnej do watahy.
Mijałam wiele budynków i zdziwionych twarz przechodniów na mój widok. Nie
zwracałam na to uwagi. Gdy ulica dobiegła końca poczułam się pewniej,
ale została przede mną długa droga. Zmęczona przeżyciami zatrzymałam się
przy pobliskim jeziorku i zaczęłam pić. W tej chwili przypomniałam
sobie, że jestem bardzo głodna. Niestety, ale nigdzie nie było widać
czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia, więc z pustym brzuchem ruszyłam w
dalszą drogę. Gdy naprawdę czułam, że wataha jest blisko, zapadł zmrok.
"Pewnie się o mnie martwią" pomyślałam i zawyłam, przypominając sobie o
mojej mocy. Bardzo się cieszyłam z jej względu cieszyłam. No... Z
reszta, jak każdy inny magiczny wilk, który właśnie odkrył swoją
pierwszą moc, nawet tą najprostszą!
Po kilku minutach widziałam już
obrzeża watahy. Zastanawiałam się tylko, czy... Puścić się biegiem na
Bonę, czy raczej pobiec do nory, w której spędziłam poprzednią noc...
Zdecydowałam się, na to drugie. Chciałam się jakoś odwdzięczyć Soharze,
Aoki i Navri, która może i nie mówiła dobrze i dużo, ale nadal była jedną z
nas. "Była magicznym wilkiem i miała takie same prawa, jak my wszyscy w Watasze Magicznych Wilków. To właśnie, jest w niej najpiękniejsze:
wszyscy jesteśmy tu równi." pomyślałam i przyspieszyłam biegu.
Gdy byłam
przed norą zawahałam się, lecz jednak weszłam. Wszyscy spali. No cóż...
Położyłam się i ja.
Uwagi: Pamiętaj o akapitach! Zaczynaj je ilekroć pojawia się nowy temat, jakby nowa myśl. Źle się czyta ściany tekstu. "Niewiele" piszemy razem. Końcówka nie ma sensu - choćby dlatego, że Navri urodziła się w WMW, jest magicznym wilkiem, no i... jest waderą. "Wataha Magicznych Wilków" piszemy wielkimi literami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz