Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

wtorek, 7 czerwca 2016

Od Itachi’ego „Festyn” cz. 1 (cd. Rey)

Niechętnie otworzyłem oczy, a słoneczne światło oślepiło mnie. Z cichym mruknięciem odwróciłem się na bok i po kilku minutach leniuchowania i myślenia o niczym, wstałem. Rey jeszcze spała, nie chciałem jej budzić, więc przemieniłem się w człowieka i sięgnąłem po książkę. Zaczynałem już nową, a poprzednią muszę oddać do biblioteki. Czemu nie zrobić tego teraz? Zadowolony ze swego pomysłu, sięgnąłem po starą, zniszczoną czarną torbę i przewiesiłem sobie ją przez ramię. Włożyłem do niej książkę. Powolnym krokiem szedłem w stronę Biblioteki Barwnej Duszy. W drodze towarzyszył mi mały ptak, który urozmaicał wyprawę o swój wesoły śpiew. Uśmiechnąłem się na widok tego drobnego stworzonka i pozwoliłem mu latać koło mnie. Podejrzewam, że zbliżał się do mnie z tego względu, że byłem pod postacią człowieka i mógłbym dać mu coś do jedzenia. Gdybym przemienił się teraz w wilka, mógłby odlecieć przestraszony, w obawie, że mogę mu coś zrobić. Nie miałem zamiaru go przerazić, ale nie mogłem też dać mu żadnego smakołyku. Moje kieszenie były puste, a w torbie była tylko książka. Aby pokazać ptakowi, w każdy możliwy sposób, że nie posiadam żadnego kąska, wywróciłem kieszenie do góry dnem, oraz wskazałem mu torbę i jej zawartość. Mimo tego towarzysz mojej podróży nie zraził się i latał za mną krok w krok. Opuścił mnie na progu Biblioteki. Westchnąłem cicho i podszedłem do lady. Błyskawicznie przemieniłem się w wilka, mającego koło siebie torbę. Łapą próbowałem wyciągnąć tomisko i trzymałem je w pysku. Pokazałem bibliotekarzowi egzemplarz i podałem tytuł. Ten tylko pokiwał głową i odłożył księgę na puste miejsce. Było to całkiem możliwe, bo kto przychodzi do biblioteki o tak wczesnej porze? Przemieniłem się z powrotem człowieka, aby wygodniej mi było nieść torbę. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i spacerowym krokiem zmierzałem w stronę jaskini. W czasie drogi znów towarzyszył mi pamiętny drobny ptaszek, który u celu mej podróży znów pozostawił mnie samemu sobie… bądź nie, bo Rey już wstała i była pod postacią człowieka. Siedziała na kępce trawy i mchu, które służyła jej za posłanie i popijała herbatę. Na małym stoliczku obok niej leżała druga.
- Gdzie byłeś? – Spytała zaciekawiona i popatrzyła na mnie tym swoim wścibskim wzrokiem, który chce zarejestrować każdy ruch i widzieć wszystko, co może i ma w zasięgu swojego wzroku.
- W bibliotece. – Odpowiedziałem lakonicznie, pozostawiłem torbę koło miejsca, w którym zazwyczaj spałem i usiadłem koło Rey.
- To dla ciebie. – Dziewczyna uśmiechnęła się. Odwzajemniłem ten sympatyczny gest i podniosłem, najwyraźniej jedną z najtańszych w mieście, filiżanek. Nie przeszkadzało mi to, zresztą mamy wojnę i wilki nie mogą pozwalać sobie na zbyt duże wydatki. Trzeba cieszyć się tym, co się ma, zwłaszcza w dość kryzysowych sytuacjach. W milczeniu wypiliśmy swoje porcje napoju, a ja przemieniłem się w wilka. Oparłem się o jedną z twardych ścian jaskini. Położyłem się, mając nadzieję, że uda mi się zasnąć, ale nic z tego. Niezadowolony myślałem, czy nie wybrać się dziś wieczorem na festyn, który niedawno się rozpoczął. Tylko że był dopiero późny ranek, a restauracja otwierana jest tylko wieczorami. A czemu by nie skorzystać z pięknej pogody i wybrać się gdzieś?
- Co powiesz na przechadzkę nad Wodospad? – Nagle nabrałem ogromnej ochoty, by poszukać kamieni szlachetnych, lub pochlapać się trochę w wodzie, jak za szczenięcych lat.
- Dobry pomysł. Przydałoby się trochę ochłody. – Wadera natychmiastowo zamieniła się w wilka i podeszła do mnie. – Idziemy?
W odpowiedzi pokiwałem głowę i z Rey u boku kierowałem się w stronę Wodospadu. Gdy szliśmy przez Zielony Las, przez drogę przeskoczył nam dorodny jeleń. Coś mi się przypomniało…
- Chcesz zobaczyć dość dziwne zjawisko? – Zaproponowałem mojej towarzyszce i uśmiechnąłem się zachęcająco. Ta pokiwała głową. Przemieniłem się w jelenia… ale w obecności innego wilka. Mogłem porozumiewać się mową jelenia, wilka i człowieka. Przez to, że mam te trzy wcielenia. Wilczyca obnażyła zęby i zaczęła warczeć, myśląc, że gdzieś pobiegłem, a jakiś obcy jeleń przedostał się koło niej cichaczem.
- To ja, Itachi. – Zaśmiałem się, a Rey przyłączyła się do mnie. Resztę drogi przebyłem jako jeleń.
- To jak ty polujesz, skoro umiesz zamieniać się w zwierzynę, którą powinieneś zjadać?
- Nie wiem, jakoś żyję. Ale nie zabijam jeleni, owszem. Żywię się głównie królikami, w ostateczności sarną lub padliną. – Odpowiedziałem i przemieniłem się już w wilka, aby jakiś inny nie wyskoczył znienacka i nie wziął mnie za swą zdobycz, której mięso powinno zaraz znaleźć się w jego brzuchu. Powoli do naszych uszu dobiegał coraz głośniejszy szum wody. Przyspieszyłem kroku, co zaraz zrobiła też wadera. Widzieliśmy już cel naszej podróży, Wodospad. Powoli zanurzyłem się w wodzie. Przy brzegu zauważyłem coś lśniącego w słońcu. Podpłynąłem, gdzie woda była już płytsza i woda sięgała mi zaledwie do łap, ujrzałem piękny bursztyn, w którym zatopiona była mała mucha. Wilczyca, która spostrzegła, że przyglądam się czemuś, również weszła do domu i podeszła do mnie.
- Weźmiesz go?
- Nie, o wiele lepiej będzie wyglądał tutaj, przy brzegu Wodospadu. – Westchnąłem cicho i powróciłem do pływania.

< Rey? >

Uwagi: brak

Od Yuki „Zwrot do właściciela” cz.1

Wspaniały dzień na spacer po terenach watahy. Burzowe chmury wiszą nad koronami drzew, chmury pobłyskują i grzmią, a ja się bawię jak za starych lat i tupie kiedy grzmi. Przechodzę przez cmentarz patrząc na nagrobki i oddaje cześć ich zmarłym duszą, kłoniąc się przed nimi i mówiąc parę słów, których moja mama nauczyła mnie za młodych lat. Najdłużej składałam nazwijmy to "pozdrowienia" Rafaelowi - dawnej Alfie "zabitej" podstępem przez wilka z Watahy Asai. Po "modlitwie" zaczęło kropić. Powolnym tempem zbliżałam się do Zielonego Lasu. Moje futro było wilgotne, ale mi nie przeszkadzało, że przylepia się do ciała. Usłyszałam z tyłu siebie straszny hałas jakby coś ogromnego i bardzo ciężkiego spadło za mną z wielkiej góry. Doznałam szoku. Usłyszałam szum w uszach, a moje pole widzenia było skrócone przez czarne punkty, które powoli zasłaniały coraz więcej. Oszołomiona odwróciłam się. Zobaczyłam tylko płomienie i coś pośrodku nich. Coś tak jasnego, że nie mogłam na to patrzeć. Emitowało światłem jak słońce w bardzo upalny dzień. Czułam takie gorąco, że moje futro samo się wysuszyło. To coś zbliżyło się do mnie, a ja próbowałam od tego uciekać, lecz na marne. Za każdym razem gdy robiłam krok do tyłu, to coś było już dwa kroki bliżej mnie, a ciepło które emitowało zabijało całe życie w promieniu dziesięciu metrów od niego. Oczywiście mówiąc "życie" mam na myśli rośliny. Czarne punkciki powoli znikały, a ja (mrużąc oczy) mogłam się lepiej przyjrzeć temu czemuś. Był to biały wilk, który rysami pyska przypominał waderę. Miała przyjazną buzię, mówiącą by się niczego bać. Jakby ona została tak "napadnięta" przy spacerze nie bałaby się? Pewnie by podeszła do takiego czegoś, co może ją spalić. Po chwili to coś było ode mnie niemal siedemdziesiąt pięć centymetrów. Ciepło powodowało chęć zdrapania z siebie skóry. Zamknęłam oczy ponieważ łzy mi odparowywały. Usłyszałam melodyjny głos.
- Podążaj za... - przerwała, a ja czując ochłodzenie otworzyłam oczy. Wilczyca rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie pył... ale i coś jeszcze. Na największej kupce popiołu leżał dziwny naszyjnik z srebrnym łańcuszkiem i czerwonym kryształem przypominający kolorem rubin. Kamień był wyszlifowany i był koloru czerwonego przechodzącego w róż. Bardzo kocham naszyjniki, a najbardziej te wartościowe. Nie umiem żyć bez jakiejś biżuterii na sobie. Zawsze muszę mieć coś na sobie. Nie muszę się martwić że nie mam co do "ubrania" na siebie, ponieważ kolczyki żywiołu już dawno mi wrosły i są częścią mnie. Czasem zakładam na siebie mój kruczy naszyjnik, który dostałam od kruków w mrocznym zamku. Jestem bardzo związana z biżuterią i nie lubię jak ktoś wyśmiewa się z niej. Przynajmniej mogę mówić, że jest cenniejsza od niego. Zabrałam wisiorek i z trudem włożyłam go do szyi. Śmierdziałam węglem. Moja sierść była lekko zwęglona. Nagle poczułam
grube krople deszczu spadające na moją poparzoną skórę, które piekły mnie tak jakbym weszła do jakiegoś kwasu. Popędziłam do jaskiń, ale pech chciał, że w środku Zielonego Lasu, gdy biegłam zapadała się ziemia i wpadłam do dziwnej dziury. Wydawała się przytulna. Po środku płynęła niebieska rzeka. Ściany były z czarnego kamienia, a pomiędzy skałkami były niebieskie grzyby emitujące błękitne światło. Woda była odwrotnością deszczówki, która była żrąca jak kwas dla mojej poparzonej skóry. Zaczęłam obmywać się w tej boskiej wodzie. Nie lubię pływać, ale teraz to mi nie przeszkadza. Chce tu być wieczność. Ta woda jest smaczna. Nie jest słona, ani smakująca jakimiś odpadkami, po prostu jest słodka. Nie da się określić tego smaku. Pływałam dosyć długo w tą i z powrotem. Byłam mokra jak szczur, ale nie chciałam wychodzić. Nurkowałam, robiłam sztuczki i chlapałam się w najlepsze, póki nie poczułam głodu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam że jest już noc.
Przecież ja wyszłam na spacer rano! Zaniepokoiłam się. Czy na serio cały dzień pływałam? Wyszłam z wody i się otrzepałam. Byłam zmęczona tym pływaniem, więc od razu zaczęłam się suszyć, a później znalazłam sobie jakieś przytulne wgłębienie dosyć suche i skuliłam się. Zamknęłam oczy, a mój oddech zaczynał stopniowo regulować się, a powieki stawały się cięższe. Powoli przechodziłam do snu...

*****

Byłam w zerdzewiałej klatce nad przepaścią. Z przepaści wydobywały się ryki jak z horrorów. Klatka ograniczała moje ruchy i nawet nie mogłam przekręcić głowy w bok. Usłyszałam huk i nagły chaos zapanował wokół mnie. Z przepaści wyleciała chmara smoków, które były wystraszone od huku. Parę zahaczyło pazurami o moją klatkę, zadrapując mnie przy tym. Poczułam, że spadam. Klatka się urwała. Zobaczyłam co wystraszyło smoki. To było coś ogromnego. Przypominającego mieszaninę
smoka z jakimiś dziwnym potworem. Zobaczyło mnie, czyli bezbronną waderę, spadającą do przepaści nie wyglądającą ani trochę jak wredna wadera jaką znam, a jakiś puchaty kundel, pieszczoch dwunożnych. Ruszyło do ataku. Gdy już miało mnie chapsnąć coś podleciało do mnie i chwyciło za kark. To był kruk. Ogromny kruk z czarno-fioletowymi piórami. Podleciał do góry, kracząc. Z nieba wydobył się huk i zobaczyłam czarne chmury nade mną. Zaczęły się błyskać i
strzelać piorunami. Nagle jeden z piorunów strzelił prosto we mnie.

*****
Wstałam jak porażona prądem. Na powierzchni było już około południe. Postanowiłam iść głębiej jaskini pomimo głodu. Widziałam przy tym wiele różnych kryształów i innych tego typu rzeczy. Po długich godzinach wędrówki chciałam odpocząć, ale chwilę potem jak już prawię zasypiałam coś ryknęło. Ten ryk. Jak z mojego snu. Przerażający i proszący o pokłon, pełny dumy, ale też niepokoju. Ustawiłam uszy na sztorc. Dobiegały z głębszej części jaskini. Wstałam na równe nogi i popędziłam w tamtym kierunku. Nie biegłam z całej siły, ponieważ moje łapy nadal mnie bolały po parugodzinnej wędrówce.
Po kilku minutach w jaskini było coraz więcej błękitnego światła. Ujrzałam wielkie podziemia z ogromnymi stalagmitami wyrastającymi z czarnego kamienia, a po między nimi gdzie nie gdzie była niebieska lawa, a raczej błękitna. Było gorąco jak w piekle. Poczułam nagły podmuch wiatru z prawej strony mnie, a później o mało co jakiś ogon z kolcami mnie nie staranował. Obejrzałam się w stronę tego czegoś. To był czarno-czerwono-niebieski smok z żółto-pomarańczowymi oczami. Jego źrenice były jak u kotów - pionowe. Był pokryty srebrnymi kolcami i miał ogromne zakrzywione rogi na czubku głowy. Od małego zachwycałam się tymi zwierzętami. Pełne wolności, dumy i siły. Gdy czytałam książki o smokach było tam zapisane, że one atakują i lubią być samotnikami, lecz ten smok nie wyglądał na to że chce mnie zaatakować, był bardziej... smutny. Pełny żalu i smutku. Zrobiło mi się smutno, ponieważ nie lubię patrzeć jak jakieś zwierzęta co lubię cierpią.
Smok był z pewnością smoczycą, ponieważ drobny pysk i zgrabne szpony świadczyły o tym, że jest to płeć żeńska. Bardzo wiele wiem o smokach i jedyne co może wywołać taki żal to stracenie czegoś cennego lub wygnanie z swoich terenów. Smoki rzadko kiedy opuszczają swoje główne siedlisko, a co dopiero tereny. Smoczyca wydała z siebie ryk i... spojrzała na mnie. Jej policzki się trochę "najeżyły". Zmieniła kurs lotu na mnie. Zaczęła przyśpieszać i gdy była już blisko mnie otworzyła pysk. Zrobiłam unik kucając jak najbardziej się da. Prawie by o mnie zahaczyła swoim obwisłym brzuchem. Ej... no przecież. Aż taką agresje u smoczycy może wywołać jedynie strata potomstwa, a zwisający brzuch świadczył o tym że smoczyca do dopiero zniosła jaja. Ktoś lub coś musiał jej ukraść jaja. Tylko kto... Jedyne co mogę na razie dodać do mojej listy podejrzanych to inny smok lub wilk. Tylko jaki wilk by wchodził do "piekła" po jakieś smocze jajo?
Zobaczyłam nagle na ziemi coś dziwnego. Był to medalion z obrazkiem smoka koło ruin. Zabrałam medalion w pysk i założyłam go, lecz niedługo po tym usłyszałam ponownie ryk. Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz zanim się obejrzałam już mnie staranowała. Zaczęłam spadać. Spojrzałam w dół. Spadałam wprost na ostre jak brzytwa stalagmity, a jeżeli miałabym tyle szczęścia i ominęła je i tak bym spadła do błękitnej lawy. Czekała na mnie śmierć, czułam jej obecność. To nie mogło się tak skończyć. Zamknęłam oczy i skupiłam całą swoją moc by przeteleportować się na stabilny ląd. Poczułam że już nie spadam. Otworzyłam oczy. Byłam... na smoczycy. Dopiero po chwili zorientowała się, że na niej jestem. Zaczęła robić różne sztuczki, aby mnie zrzucić, a ja ze strachu wbiłam pazury w jej skórę pomiędzy łuskami. Zaryczała, a jej ruchy były bardziej dzikie. Ledwo co mogłam się utrzymać. Po paru długich minutach smoczyca zwolniła i zrozumiała że jej nie puszczę. Teraz gdy leciała wolnym tempem mogłam się przeteleportować z powrotem tam gdzie medalion, lecz nigdzie nie widziałam tego klifu.
Zobaczyłam, że smoczyca leci w stronę dziwnego kurhanu. To zapewne jej siedlisko. Gdy wleciała tam zobaczyłam tabliczkę z napisem - Jonasoa. Koło kurhanów są takie tabliczki, które mówią kto został tu pochowany, oczywiście po imieniu, a w przypadku smoków - kto tu mieszka. Jeżeli smok ma własny kurhan jest albo potężnym smokiem, albo potomstwem oswojonego smoka, które zostało oddane by dziko się rozwijało. Kurhan był pełen różnych kosztowności, ale jak nakazuje regulamin gości kurhanu - nie wolno niczego kraść. Jest też zakazane by nie wchodzić bez pozwolenia właściciela, a skoro smoczyca sama mnie do niego przyprowadziła, to znaczy że chce bym tu była, czyli inaczej dostałam "przepustkę".

C.D.N

http://i2.arsneo.pl/272f2257a2e4a7b51c5185fa301d8a0d48d8e219.jpg
Naszyjnik z rubinem 

Uwagi: "Alfa" w WMW jest pisane z wielkiej litery. Zielony Las to nazwa miejsca, więc ją również powinnaś zapisywać z wielkich liter. Robisz za mało akapitów, przez co wszystko jest napisane w jednym ciągu. Liczby i cyfry w op. zapisujemy słownie. To wilki mają twarz? "Póki" piszemy przez "ó". "Zakrukał"? Aż zaczęłam szukać właściwej formy i wyrazu, ale niestety nie znalazłam, więc zmieniłam formę całego zdania. "Tempo" jako o czas wykonywanych czynności piszemy przez "en". "Kurhan" piszemy przez "h".