Zacieśnianie więzi

W ramach lepszego zapoznania się ze sobą realizujemy comiesięczny projekt losowania osób, do których można napisać op. i dostać dzięki temu +3 pkt. do każdej z umiejętności (+1 pkt. do mocy).
Link do osób, które zostały wylosowane znajduje się tutaj. :)

środa, 30 sierpnia 2017

Od Lind "Jedno ze wspomnień" cz. 2

Sierpień 2018
- Wychodzimy! - oznajmiłam głośno, poprawiając paski torby. Prawie pękała w szwach przez grubą książkę w środku. Publikacja była wielka i ciężka, ale miałam nadzieję, że zdołam ją donieść na miejsce. Obok mnie stał Freeze, trzymający teleskop i małe zawiniątko z potrzebnymi nam akcesoriami. 
- Okej, bawcie się dobrze - zawołała Babcia, która siedziała przy stole z tatą szarego wilka.
- Nie wracajcie zbyt późno - dodał dorosły basior.
Pomachałam łapką starszym i pierwsza wystrzeliłam z domu podekscytowana. Niestety, szybko musiałam zwolnić, książka przypominała o swojej wadze. Przystanęłam i poczekałam na Freeza. Jak zwykle, ociągał się. Szurał nogami po trawie i gapił się na niebo. Przyznam, wyglądało ładnie tego wieczoru, jednak przesadzał z kontemplacją na jego temat. 
- Szybciej, szybciej - ponaglałam. 
- Zdążymy - mruknął. - Słońce dopiero zachodzi. 
- Z twoim obecnym tempem zdąży wzejść z powrotem - powiedziałam i postanowiłam znów zerwać się do biegu. Niestety przez ciężar dzisiejszej lektury, straciłam równowagę i zetknęłam się z ziemią po pierwszym metrze. Sapnęłam cicho, przygnieciona wypchaną torbą.
- Jesteś pewna, że dasz radę to donieść na miejsce? - Freeze podszedł do mnie i uwolnił spod wielkiego tomiska. - Torba jest prawie większa od ciebie. 
- Umiem, dam sobie radę - odebrałam mój bagaż z powrotem. 
- Humf, nie byłbym taki pewien - odparł szary wilk. 
- Wiem co mówię, idziemy dalej - ruszyłam znów w kierunku starej wieży. 
Zmierzaliśmy do pozostałości po średniowiecznym zamku. Niegdyś to była monumentalna budowla, jednak dziś pozostał tylko skrawek muru, lochy (w których zamieszkali nasi sąsiedzi) i wieża - świetny punkt obserwacyjny. Byłam tu jak dotąd tylko z Babcią,  Riv niestety nie chciał mnie zabierać w to świetne miejsce. Stwierdził, że tu jest zbyt niebezpiecznie dla szczeniąt, a dopóki Babcia nie wróci, on za mnie odpowiada. Nigdy nie zrozumiem tego rudego basiora. Wszędzie widzi tylko zagrożenie, tandetny z niego opiekun.  
Tak, czy inaczej, Freeza nigdy nie zaprowadziłam do ruin. Dodatkowo, nigdy nie widziałam starej wieży w nocy. Pierwszy raz zobaczę calutką okolicę spowitą w mroku, na tle granatowego nieba usianego gwiazdami!
W końcu stanęliśmy przed wejściem, pozbawionym już drzwi. Zostały po nich jedynie zardzewiałe, wiszące bezwładnie zawiasy. Ponownie poprawiłam ciężką torbę i pierwsza weszłam na połamane i poniszczone przez upływ czasu schody. Szary znów zaczął zachowywać się jak w muzeum, zanim w ogóle przekroczył próg. Pewnie byłam już na górze, jak wreszcie zaczął wspinaczkę po stopniach. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że ja musiałam robić przystanki przez książkę. 
Upłynęło sporo cennego czasu, zanim szary dotarł na szczyt. Byłam prawie pewna, że oglądał każdy kamień z osobna. Znaleźliśmy się oboje na płaskim "dachu" otoczonym niskim murem z wcięciami. Kiedyś podobno korzystali z nich łucznicy, broniący zamku. Obecnie pozostaje to dobrym miejscem na rozstawienie teleskopu. 
Popatrzyłam na niebo, ciała niebieskie miały za raz wzejść. Błękitne sklepienie powoli ciemniało, tarcza słoneczna uciekała za linię horyzontu. Obserwowaliśmy we dwójkę te zmiany, czekaliśmy na pierwsze gwiazdy, jak w święta. W międzyczasie rozstawiliśmy jeszcze statyw teleskopu i rozpakowaliśmy nasz "ekwipunek" na dzisiejszą noc. Był to słoik ze świetlikami w roli źródła światła i trochę przekąsek. Kiedy Freeze upewniał się, że z teleskopem wszystko w porządku, ja wydobyłam z torby przytaszczoną przeze mnie książkę. Szybko odnalazłam zakładkę i otworzyłam pierwszą stronę z konstelacjami. Od dawna chciałam wreszcie się im porządnie przyjrzeć na żywo, jednak Babci zbyt często brakowało siły na nocne wyprawy. Nie mówiąc już o milionie schodów prowadzących na wieżę. 
Przysunęłam słoik, pełen świecących robaczków, bliżej książki.
- Już ustawiłeś? - niecierpliwiłam się, zauważywszy, że migocą pierwsze gwiazdy.
- Moment, moment - wymamrotał w odpowiedzi Freeze. 
- Ile będzie trwać ten moment? 
- Chwilę.
- A ile trwa chwila?
Odpowiedziało mi już tylko ciche westchnięcie rezygnacji. Więc pozostało jeszcze czekać tą c h w i l ę. Usiadłam znów nad książką i wypatrzyłam jakiś zamazany dopisek na marginesie, tuż obok obrazka z konstelacją Wielkiej Niedźwiedzicy. Zanim zaczęłam snuć teorie odnośnie utraconej treści, usłyszałam głos Freeza.
- Gotowe, chodź spojrzeć.
Momentalnie zerwałam się z miejsca i przybiegłam do teleskopu. Nie zawiodłam się, gołym okiem wygląda to cudownie, jednak przez szkło tej mocniejszej lunety, wszystko było sto, albo tysiąc razy lepsze. Nie ja operowałam właściwym ruchem teleskopu, ważył zbyt dużo, żebym mogła nim dobrze kierować bez pomocy Freeza. Na szczęście, przez zachwyt, szybko przestałam zwracać na to uwagę. Długo przejeżdżałam wzrokiem po całym niebie, zanim przypomniałam sobie, że chciałam szukać konstelacji. Odskoczyłam od przyrządu astronomicznego i nachyliłam się ponownie nad książką. Po przeczytaniu, gdzie szukać tego konkretnego elementu nocnego nieba  i po przyjrzeniu się wyblakłej ilustracji, gnałam z powrotem do teleskopu. Tak ten cykl się powtarzał, dopóki nie zrobiłam się głodna. Freeze stwierdził, że i tak długo wytrzymałam. Zdziwiłam się, faktem, że nie wyglądał już na tak znudzonego, jak zwykle. Zapytałam go o to przy jedzeniu.
- Stanie w miejscu nigdy mnie nie nudziło - odpowiedział. - Nudzą mnie niekończące się podróże z tatą.
- Jak to możliwe? - zdziwiłam się. - Ja bym zapłaciła każdą cenę, żeby zwiedzać cały świat jak wy dwaj.
- Nie wygląda to tak różowo - westchnął basior. - Kiedy wilk całe życie musi biegać z kąta w kąt, w końcu zobaczy wszystko. Wtedy wszystko stanie się monotonią, poza chwilami spokoju. 
- Nie rozumiem - powiedziałam. 
- Młoda jesteś, całe życie w jednym miejscu - oparł się o kamienny mur. - Ja już mam serdecznie dość włóczenia się z tym maniakiem.
- Nie lubisz swojego taty? - zapytałam. - Jego sposobu bycia?
- Co ja mam do gadania, to rodzina. Ma się tylko jedną -  pokręcił głową. - Jednak czasem marzę, żeby przestał ciągać mnie ze sobą. 
- Mówiłeś mu o tym?
- Nie i na razie nie zamierzam. Spełnia swoje marzenia, wmawiając sobie, że chce dać mi to, czego sam nie mógł mieć w moim wieku.  Dam mu jeszcze na to trochę czasu.
- Ale jesteś nieszczęśliwy przecież - zrobiło mi się szkoda mojego jedynego przyjaciela. 
- Ja chyba już nigdy nie będę szczęśliwy. Nie chcę tego odbierać jeszcze tacie. Mam go czasem dosyć ale... to tata. Tylko on z rodziny nie zapomniał o moim istnieniu. 
- Masz jeszcze mnie - przytuliłam się do jego lodowatego futra, nie wiedząc co miał naprawdę na myśli. - Ja też będę o tobie pamiętać.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - popatrzył na mnie swoimi szaroniebieskimi oczami. 
- Od tego są przyjaciele. Żeby pamiętać. Tak mówiła Babcia. 
- Jesteśmy... przyjaciółmi?
- Jeśli tylko będziesz chciał - opuściłam uszy w obawie, że się narzucam.
- Chyba chcę - uśmiechnął się lekko. - Mała Indianko.
Freeze właśnie zażartował. Naprawdę, to się stało! 
Przytuliłam się mocniej do jego boku. Nie protestował, nie krzywił się, nie patrzył dziwnym wzrokiem. Podnosił teraz pysk ku górze, spoglądał na księżyc w pełni. Ewidentnie odpłynął myślami gdzieś tam, hen wysoko. Pozwoliłam mu na to, pamiętając, że mi samej też się to zdarza. Zanim poszłam w jego ślady, zaszumiał chłodny wiatr. Przypomniałam sobie, że dawno nie ćwiczyłam umiejętności lotu. Bez namysłu wdrapałam się na mur i przywołałam swoją, wciąż rozwijającą się, moc. Ostrożnie, powoli oderwałam się od pewnego podłoża. Chciałam wzlecieć wyżej, jednak zostałam szybko schwytana przez zimne łapy Freeza i ściągnięta z powrotem na wieżę. 
- Zamierzałaś tak po prostu odfrunąć?
- Zamyśliłeś się, chciałam poćwiczyć latanie - wyjaśniłam.
- Myślałem, że przyszliśmy tu oglądać gwiazdy. 
- Mamy przerwę - trąciłam ogonem zawinięte w papier przekąski.
- Na jedzenie - Freeze uzupełnił moją wypowiedź. 
- Prawda, skończyliśmy już jeść! - zapomniałam zupełnie o lataniu i wróciłam do teleskopu. 
Szary basior dołączył do mnie stosunkowo szybko. Zupełnie jakby nagle poruszał się coraz sprawniej i mniej ospale. Dopiero, kiedy pomagał mi nakierowywać przyrząd astronomiczny, mogłam znów zachwycać się pięknem konstelacji. Przez chwilę, zastanowiłam się czemu basior nie spojrzał przez teleskop ani razu. Przez większość czasu właściwie nie patrzył w niebo. Obserwował panoramę okolicy i tyle, jakby czasem to było wszystko czego potrzebuje do szczęścia. Długo jeszcze szukałam konstelacji, długo nazywałam inne po swojemu, trwało to prawie w nieskończoność. W momentach, kiedy ciężej było mi kontrolować ruch teleskopu, sprawdzałam czy Freeze czasem nie przysnął, jedynie opierając łapę na zimnym metalu.
- Ile tu już jesteśmy? - zapytałam.
- Będzie z pięć godzin - westchnął. 
- To bardzo dużo? 
- Tak - skinął głową i puścił na chwilę teleskop. 
- Chcesz przerwę? - złapałam mocno koniec ustrojstwa, w obawie, że spadnie na ziemię.
- Przydałaby się jakaś. Boli mnie już łapa - przyznał, przeciągając się. 
Ostrożnie puściłam teleskop, po czym zauważyłam spadającą gwiazdę. 
- Widziałeś, widziałeś? - zapiszczałam radosnym głosem. - Pomyśl życzenie, szybko!
- Nie muszę, już się spełniło - odpowiedział spokojnym głosem.
- A jakie ono było? Powiesz mi? - zrobiłam słodkie oczka.
- Chciałem zostać u was co najmniej trzy dni. 
Trzy... Trzy... 
- Jutro idziecie dalej? - zmartwiłam się. 
- Nie, dopiero pojutrze - zapewnił, zauważając moją smutną minę.  
- To wciąż szybko - stwierdziłam.
- Przecież wrócimy, jak zawsze - westchnął.
- Czyli za jakieś pół roku. To bardzo, bardzo długo. 
- Mam coś na pocieszenie. Będę wtedy już dorosły, może zostanę dłużej.
- Obiecujesz? - popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Otworzył pysk żeby odpowiedzieć, jednak zrezygnował. Wróciło mu smutne spojrzenie.
- Nie mogę ci tego zrobić - szepnął po jakimś czasie.  
Nie zrozumiałam. 
Spadła kolejna gwiazda. Była dużo jaśniejsza niż poprzednia, a jej długi ślad przeciął pół nieba. 
- Teraz mamy po drugim życzeniu - mruknęłam.
- Nie potrzebuję swojego - usłyszałam. 
- Więc mogę je sobie wziąć?
- Pewnie. 
- Chcę znów cię zobaczyć za te pół roku - oznajmiłam.
- Czemu mówisz na głos? - zdziwił się Freeze.
- Żebyś je usłyszał.
Uśmiechnął się lekko. Z radością zauważyłam, że nie był to uśmiech wymuszony.

Uwagi: Nie "tą chwilę", tylko "tę chwilę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz