Myśli, od których nie umiem się odpędzić. Najpierw pojedyncze słowa, a
potem krótkie zdania. Jest ich coraz więcej. W pewnym momencie tworzą
barierę, przez którą nie mogę się czasem przedrzeć. Niektórzy nazywają
to rozmarzeniem, ja nadałam temu stanowi miano smutku. Nie wiem,
dlaczego. Im więcej siedzę sama, tym więcej myślę. A im więcej myślę,
tym bardziej jestem rozczarowana sobą.
"To koniec, zabiliśmy w sobie wszystko.
To koniec... Mogliśmy więcej,
przykro."
Otworzyłam oczy. Jestem sama, w swojej jaskini. Towarzyszy mi tylko
wszechobecna cisza, która pewnie niedługo także odejdzie. Nie wiem, co
się ze mną dzieje... Może powinnam wyjść i się przewietrzyć? Być może
dobrze mi to zrobi. A może napatoczy się ktoś do rozmowy? Ciekawe.
Ostatnio zauważyłam, że zaczynam bardziej wychodzić do innych. Coś
czuję, że pewnie nadejdzie taki dzień, kiedy to się na tym przejadę. To
nie bez tego.
Dziwiło mnie to poruszenie wśród wilków. Nie lubię plotek, przez co
zwykle nie wiem, co się dzieje w watasze. Moje zajęcia sprowadzają się
do polowań, opieki nad szczeniętami, zajmowaniem się biblioteką i
egzystencją. Czasami lubię porozmawiać z innymi, ale to nie oznacza, że
udzielam się cały czas.
I tyle.
Do moich uszu dobiegło wycie. Co się dzieje? Czyżby mobilizacja? To
wycie oznaczało, że czas walki nadchodzi... W takim wypadku...
Szczenięta! Jestem za nie odpowiedzialna... A może to ćwiczenia? W
głowie tysiące myśli na sekundę. Ale... gdzie one teraz mogą być?
Chwila, przecież Kiiyuko ma mieć z nimi logikę. Rozłożyłam skrzydła i
wzbiłam się jak najprędzej. Leciałam w stronę Szczenięcej Polany.
Wszystko było takie małe... Jak pragnę, by takie stały się moje
"problemy" - małe, nic nieznaczące z perspektywy Wszechświata.
Uświadomiłam, że tak naprawdę nie znaczymy nic. Kiedy odejdziemy, nikt
nie będzie pamiętał o naszych mogiłach.
Przeleciałam przez Zielony Las, wpatrując się w rozłożyste korony drzew.
Minęłam Wodospad, widziałam, jak niektóre wilki biegły w stronę
centrum.Wylądowałam w końcu z głuchym łoskotem na Polanie. Dzieci oraz
ich nauczyciel popatrzyli na mnie jak na zbiega z psychiatryka.
- Li Vane? Co ty tutaj robisz? - zapytała nagle wadera.
- Nie słyszałaś wycia? - zapytałam ze zdziwieniem. - Mobilizacja sił
watahy. Biegnij! Ja w tym momencie jestem odpowiedzialna za dzieci. -
powiedziałam. Kiiyuko spojrzała na mnie i pobiegła ile sił w stronę
centrum watahy.
- A co my robimy? - usłyszałam pytanie ze strony Shiro. W jej oczach dostrzegłam zadziwienie, zdenerwowanie.
Przez dobrą chwilę myślałam, co mam zrobić. Nie pójdę z nimi do mojej
jaskini, Wilczy Szpital może być celem ataku. Popatrzyłam po pyszczkach
szczeniąt, kiedy do głowy wpadło mi pewne rozwiązanie. Mogę zaprowadzić
je do biblioteki i zamknąć ją, a my zostaniemy w czytelni.
- A my idziemy do biblioteki. - odparłam z uśmiechem, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Ruszyłam z dziećmi przed siebie. By mieć szczenięta na oku, szły
przodem. Rozłożyłam skrzydła, aby chronić je przed ewentualnymi
zagrożeniami. Z Polanki wyszliśmy na Jezioro. Wszystko było takie
puste... wszyscy widocznie już formowali szyki. Tylko ja i hałaśliwa
banda. Zawsze chciałam, by otaczała mnie taka gromadka własnych dzieci.
Lubię je. Ale raczej nie zanosi się na to, bym miała mieć swoje...
<chętny? Cierpię na przebrzydłego brakowenusa. ;-;>
Uwagi: brak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz